W ciepłe, jeszcze czerwcowe dni, wybraliśmy się do Wilna. Bez kotów.Chociaż Rysiek i Marchewka zostały w domu, to koty były nieodłącznym elementem wyjazdu. Nie spodziewałam się, że w Wilnie kot będzie czyhał na nas na każdym kroku – a to na torbach, a to na ściereczkach, na obrazach, pudełkach, jako ceramiczna figurka… cała masa kotów. Były również te autentyczne – miejskie i dzikie, ale także zupełnie domowe, rasowe, do kupienia prosto z ulicy… Sprzedająca je kobieta podała mi rudego, cudownej urody, chyba kota orientalnego. Wtulił się we mnie ze strachu, myślałam, że nie odejdę stamtąd bez niego. Mam nadzieję, że mimo tej niepojętej formy sprzedaży, wszystkie koty mają się dobrze.
Poniżej kocia fotorelacja z tego miejsca, które polecam nie tylko kocim freakom – Wilno jest piękne, ma swój uroczy i niepowtarzalny klimat.
Jeszcze jedno – jest tam knajpa z fantastycznym litewskim żarciem, którą skojarzyłam z kocim rajem. Do sufitu prowadzi olbrzymie drzewo, wszędzie rozpostarte są gałęzie, belki pod sufitem, do gałęzi przyczepione przeróżne kosze wiklinowe. Koty mogłyby tam wędrować bez końca! A w ramach telewizji miałyby kurę i koguta w akwarium. Niestety stamtąd nie mam zdjęcia, a nawet nie znalazłam żadnego w internecie – widocznie jest do zobaczenia tylko na miejscu :)
Koci Raj :)
26 lipca 2010 o 12:27 ·w Pradze tez bylo duzo kotow na suwenirach i bibelotach. w Warszawie cos slabiej, ale badzmy dobrej mysli
27 lipca 2010 o 20:46 ·Kilka dni temu wróciłam z Wiednia. Też klimatycznego miejsca. Kotów jednak jak na lekarstwo, przynajmniej tam, gdzie łaziliśmy, czyli w oficjalnym centrum. Następny wypad będzie pod kątem secesji i perełek Wiednia, ukrytych przed turystami, może wtedy spotkam jakiegoś wiedeńskiego kota :-)
28 lipca 2010 o 09:11 ·To prawda. A Troki już całkiem zakocone.
14 sierpnia 2010 o 23:42 ·To jedźcie jeszcze na Maltę, tam też jest zatrzęsienie futer :)
pozdr!
21 sierpnia 2010 o 13:19 ·Siwa – w Trokach nie widziałam żadnego, serio ;)
6 września 2010 o 00:30 ·Zemifroczka – lepiej nie! Im więcej kotów (bezdomnych), tym większy mój niepokój…