Nie pisałam o tym wcześniej. Pomyślałam, że warto napisać. Mianowicie o adopcji kota.

Marchewka jest kotem z adopcji. Wszystko odbyło się zgodnie z „procedurami” – najpierw wywiad, z gatunku tych pogłębionych. Celem wywiadu poznanie moich warunków, tego, co mogę i chcę kotu zapewnić oraz jak zapatruje się na niejakie, nie dla wszystkich oczywiste, kwestie.

Ja, jako potencjalny dom dla Marchewkowej Królowej*, zostałam potraktowana nieco ulgowo. Znalazłam Marchewkę tam, gdzie rzadko bywają nie-kociarze.
Co innego jednak przypuszczenia i intuicja oddającego do adopcji, czy nawet dobre intencje obdarowywanego, a rzeczywiste możliwości. Dlatego kolejnym krokiem jest tzw. wizyta przedadopcyjna. Ocena stosunku chęci do możliwości. Na tyle, na ile da się to ocenić. U mnie ten etap został pominięty. Z dwóch, jak mniemam, powodów. Po pierwsze wspomniane wcześniej źródło mojej wiedzy o Marchewce. Po drugie, z mojej płomiennej korespondencji najpewniej wynikało, że mi świadomie i z pełnymi konsekwencjami tej decyzji, zależy na rudym mini futerku. To samo pewnie wynikało dalej z rozmowy telefonicznej ze mną podekscytowaną po jednej stronie, a Wnikliwą A. po drugiej.
Wraz z przyjęciem nowego domownika podpisuje się umowę adopcyjną.
Jest jeszcze jeden etap, tzw. wizyta poadopcyjna. Ocena stosunku deklaracji do realizacji. Ja takiej wizyty nie doczekałam się, chociaż Pani Wnikliwa jest u mnie bardzo, a nawet bardziej welcome. Wręcz sama upominam się o wizytę. Mam coś tam na sumieniu, ale liczę na wyrozumiałość. Chyba jestem z tych upierdliwych adoptujących, co to nie dają wyadoptującym żyć.

A dlaczego „Niepuszczalskie”?
A dlatego, że o tym między innymi mowa w warunkach umowy adopcyjnej.
Niepuszczalskie, bo nie puszczane samopas. Nie biegają po pobliskich drogach, nie wpadają bez uprzedzenia do sąsiada, nie ryzykują nowych znajomości.  Na pewno nie bez asysty swojego opiekuna. Niepuszczalskie, bo nie parzą się i nie mnożą. I o to kocie „niepuszczalstwo” w znaczeniu dwojakim stara się oddający kota zadbać. I to wywołuje kontrowersje. Jak to, ograniczać kotu wolność? Nie pozwalać na miłosne uniesienia? Zabraniać swobodnego hasania i obcowania z przyrodą? Okaleczać?! Takie oto przekonania pokutują. Blog w tonie moralizatorskim nie jest i nie miał być. Poza tym daleka od moralizowania jestem, sama kiedyś nie wiedziałam albo wydawało mi się inaczej. Teraz jestem świadoma. Świadoma konsekwencji niewiedzy. Umowę podpisałam wszystkimi czterema łapami …tfu kończynami.

To chyba dobry moment, żeby pokazać Marchewkę taką, jaką ja ją po raz pierwszy zobaczyłam.

*Marchewkowi koronowani to nie moja twórczość. To z pewnego pana, który zawsze witając się z Ryśkiem nazywał go Marchewkowym Królem. Tak mi się spodobało, że sobie zapożyczyłam i do króla królową dołożyłam.

Komentarze 6

  1. owca

    hihihi Marchewka na pierwszym zdjęciu wygląda na lwa!

    8 lutego 2010 o 20:54 · Odpowiedz
  2. rudomi

    na pewno temperament ma jak prawdziwa lwica :)

    8 lutego 2010 o 21:02 · Odpowiedz
  3. Myślę, że taka adopcja to całkiem fajna sprawa… :). Podziwiam i gratuluję…. Pewnie też, jeszcze kiedyś, „adoptuję” kota… (Jeśli on mnie adoptuje). A ze zdjęć wygląda mały, zagubiony i spragniony Kotek…

    22 lutego 2010 o 23:01 · Odpowiedz
  4. Zazdroszczę, jejku, jak strasznie zazdroszczę… (Alergik w domu.)

    6 listopada 2010 o 00:13 · Odpowiedz
  5. rudomi

    @Olgacecylia – to nie koniec świata… u mnie też jest ;-) Trzeba temat drążyć, pytać mądre głowy, szansa zawsze jest! Sama obecność kota może spowodować, że ktoś się odczuli. Oczywiście nikt takiej gwarancji nie da… dobrze jest mieć jakieś zapasowe rozwiązanie, np. kogoś, kto w razie nieudanej próby zapewni świetny dom kotu. Choć to oczywiście trudne, zwłaszcza dla samego kota, takie zmiany w razie gdyby…
    Życzę wszystkiego pozytywnego!

    13 listopada 2010 o 15:25 · Odpowiedz
  6. Justyna

    jest przecudowna. My mamy psa z adopcji. Niestety mój maż jest tak bardzo uczulony na kota, ze spotkania z nimi (np u moich rodziców) grożą mu poważnymi konsekwencjami jak np. śmierć w wyniku uduszenia ;) Jestem trochę w szoku, że Marchewka jest ruda kobitką w schronisku mówili nam, że nie ma rudych dziewczyn kocich

    8 maja 2014 o 11:09 · Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*