Ostatnio bywam tutaj bardzo nieregularnie.

Lato i towarzyszące mu słońce nie sprzyjały spędzaniu czasu przy komputerze. Wolne chwile wolałam „trwonić” na świeżym powietrzu, często zostawiając miasto na weekendy. Miasto a także Rude (niestety), bo nie zabieramy ich ze sobą w nasze podróże.

Do tego doszło trochę problemów na linii Rysiek – Marchewka, o których wiedzą ci z Was, którzy podglądają nas również na FB. Wkrótce napiszę więcej na ten temat, ale najpierw chciałabym się dokładnie dowiedzieć z czym mamy do czynienia i na czym stoimy. Tak, żeby wpis mógł komuś posłużyć w przypadku podobnych problemów. Taki stan rzeczy też nie zachęcał mnie do realacjonowania naszego życia na blogu.

Bardzo chciałabym jednak wrócić i mam nadzieję, że w tej potrzebie nie jestem odosobniona ;)

Na początek krótka i wyłącznie kocia relacja z naszych wakacji w Chorwacji, z których wróciliśmy kilka dni temu.

Wybraliśmy się tam na niewiele ponad tydzień, dzieląc pobyt na dwie części. Najpierw odwiedzliśmy niedużą wyspę Ugljan, gdzie spędziliśmy kilka bardzo spokojnych dni, bo to mało popularny turystycznie kierunek. Dzięki temu mogliśmy odpocząć. ciesząc się nieustającą ciszą, o ile uzna się, że cykady jej nie zakłócają ;). Zaraz po przyjeździe do naszego domu, przywitały nas dwa koty. Jeden młodziutki, drugi trochę starszy. Młodszego widzieliśmy tylko ten jeden raz, bo po tym jak nas czule przywitał, łasząc się i mrucząc, upolował konika polnego i oddalił się ze swoim łupem.

Koty w Chorwacji
Sympatyczny i łowny młodzieniec :)
Koty w Chorwacji
Jeszcze kawałek malucha i buty M. (czyli nie moje) ;)

Maluch więcej nas nie odwiedził, podczas gdy kotka zaglądała do nas co najmniej raz dziennie – najczęściej podczas śniadań i kolacji. Szybko wyposażyliśmy się w kocią karmę i nasza stołówka na tarasie stała się także jej stołówką. Widok kotki przyprawiał mnie o smutek. A jej nieobecność na kolacji o niepokój. To taka chudziutka przylepka, spragniona prawdziwej opieki. Ostatni wieczór był dla mnie trudny, bo wiedziałam, że na tym kończy się nasza pomoc…

Koty w Chorwacji
Kotka mrucząco-skrzecząca, regularny gość w naszej stołówce.
Koty w Chorwacji

Na wyspie spotkaliśmy jeszcze wiele kotów, tutaj zobaczycie część z nich.

Mieszkaniec twierdzy św. Michała znajdującej się w najwyższym punkcie wyspy Ugljan.
Mieszkaniec twierdzy św. Michała znajdującej się w najwyższym punkcie wyspy Ugljan.
Na szczycie z ruinami twierdzy mieszkały też te oto malce...
Na szczycie z ruinami twierdzy mieszkały też te oto malce…
Koty w Chorwacji
Ten to miał spojrzenie...
Ten to miał spojrzenie…

Wbrew pozorom kocięta nie były pozostawione same sobie, dorosłe koty na naszych oczach były dokarmiane przez pracowników.

Koty w Chorwacji

To już inni mieszkańcy wyspy.

Koty w Chorwacji Koty w Chorwacji Koty w Chorwacji Koty w Chorwacji Koty w Chorwacji Koty w Chorwacji Koty w Chorwacji

Koty w Chorwacji

Tym, co zwróciło moją uwagę, była żarliwość kotów. Nierzadko rozochocone pieszczotami, zaczynały kąsać. Czasami zdarza się to Ryśkowi i nie jestem pewna jak to odczytywać. Namiętność czy może próba dominacji?

Potem udaliśmy się z powrotem do Zadaru i wyruszyliśmy w drogę wzdłuż wybrzeża, nie mając konkretnego celu podróży. W ten sposób, mocno przypadkowy (udało nam się nie minąć zjazdu) trafiliśmy do Breli, stanowiącej część Makarskiej Riwiery. To już zupełnie inne miejsce, o wiele bardziej popularne, ale na szczęście wciąż spokojne. Podobno Forbes umieścił plażę w Breli na liście najpiękniejszych plaż. Ale ja tu nie o plażach, a o kotach.

W Breli też spotkaliśmy ich kilka, jednak dużo mniej niż na wyspie.

Koty w Chorwacji

Była wśród nich ta kotka (ten kot?), moja zdecydowana faworytka. Prawdopodobnie mieszkanka knajpki z owocami morza, w której miała swoje miski. Miski i posłanie (koszyk z poduszką) miała także tuż przed knajpą. Myślę, że zjadała wszystko, czego nie dojedli goście knajpy, bo wyglądała na jakieś 10-12 kg… No chyba, że to była ciąża, a nie tusza. Przesłodka, pieszczotliwa i wielkooka. Zawsze przyjaźnie nastawiona i ufna.

Koty w Chorwacji Koty w Chorwacji Koty w Chorwacji

To kot spotkany nie w Breli, ale w Makarskiej, do której wybraliśmy się na parę godzin.

Koty w Chorwacji

A te dwa maluchy spotkaliśmy już w drodze powrotnej, kiedy zatrzymaliśmy się w Trogirze. W odróżnieniu od większości kotów widzianych w Chorwacji,  te były dzikie i przestraszone. Poza tym wyglądały na wyjątkowo zaniedbane… Zostawiliśmy im trochę karmy i nie niepokoiliśmy więcej.

Koty w Chorwacji

Podczas pobytu dużo myślałam o kotach w Chorwacji. Próbowałam ocenić, jak im się tam żyje. I wydaje mi się, że wcale nie tak źle. Może nie są super zaopiekowane, nie mają prawdopodobnie takich prawdziwych domów, opieki weterynaryjnej i zawsze pełnej miski. Mają za to całkiem sprzyjający klimat i pozytywnie nastawionych ludzi. Nie jestem w 100% pewna, czy tak właśnie jest, ale żaden z Chorwatów, w obecności którego głaskałam koty, nie wydawał się tym zaskoczony. Wszyscy reagowali uśmiechem, co wyglądało raczej na zrozumienie. Wielkrotnie widziałam porozstawiane miski, co świadczyło o tym, że ktoś je tam postawił i napełnia. Koty wydawały się spokojne, nie obawiały się ludzi – często leżały rozłożone w głośnych i mocno uczęszczanych miejscach. Trudno nazwać jakikolwiek kraj rajem dla kotów, ale przypuszczam, że życie kotów w Chorwacji wygląda zdecydowanie lepiej niż to ich kolegów z Polski… Koty w Chorwacji mają do dyspozycji jeszcze turystów. Takich jak ja i moi towarzysze podróży, takich jak pewne dziewczyny, które spotkaliśmy podczas spaceru do Baskiej Vody, a które dokarmiały wychudzonego kota, z przejęciem opróżniając puszkę (w końcu musiały ją przedtem specjalnie w tym celu kupić).

Z tą myślą wyjeżdzałam trochę spokojniejsza. Jednak kot spotkany w drodze powrotnej, na stacji benzynowej przy autostradzie, trochę to wrażenie rozmył… Nie był może chudy, ale jego oczy były w kiepskim stanie, wilgotne, okalała je ropa. Zostawiliśmy mu resztę karmy, która nam pozostała i odjechaliśmy.

Wygląda na to, że koty żyją tam sobie tak jakby obok ludzi. Nikt im jakoś specjalnie nie pomaga, ani nie zawadza. Tak samo one – nie są ludziom potrzebne, ale też im nie przeszkadzają. Może nie jest to optymistyczne spostrzeżenie, ale przynajmniej pozwala myśleć, że krzywdy nikt tam kotom z premedytacją nie wyrządza. One rodzą się, rozmnażają, żyją i umierają. Obok ludzi.

Komentarze 13

  1. Oj, mialam podobne przemyslenia podczas pobytu w Andaluzji. Lagodny klimat, ludzie raczej nieagresywnie nastawieni, a czesto i dokarmiajacy, ale czasem takie bidy widzialam, ze sie serce krajalo.

    26 września 2013 o 22:50 · Odpowiedz
  2. Też byliśmy w Chorwacji (Podgora) i też było mnóstwo kotów, większość zarobaczonych i z KK… Potwierdzam ich żarłoczność: dziabnięto mnie kilka razy ;) Niestety nie mogę się zgodzić, że dobrze im się żyje bez opieki weterynaryjnej, a szczególnie przy ciągłym dalszym rozmnażaniu (kotki zapładniane są często w wieku zaledwie kilku miesięcy, a do 2 roku życia mają za sobą już po kilka miotów). Fakt, że ludzie w Chorwacji bywają wobec zwierząt życzliwi, ale nawet te koty domowe nie mieszkają w domach i nie są pod opieką weterynarza. W tych okolicach, w których byliście i my właściwie też, nie ma weterynarza. Ludzie nie zabiegają nawet o to uważając, że zwierzęta mogą umierać chore. Niestety jednak my, Polacy wakacjujący się w Chorwacji, nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Chorwacja nie jest jedna odosobniona, ponieważ podobna sytuacja ma miejsce w wielu innych krajach Europejskich typu Grecja czy Portugalia. I chociaż Polska nie jest w tej kwestii idealna to w naszym kraju jest jednak, oprócz wielu fundacji zwierzęcych, wielu ludzi chętnych do niesienia pomocy zwierzętom. Są tu także weterynarze oraz talony na darmową sterylizację z wydziałów środowiska lokalnych urzędów miast/gmin. Niemniej jednak wróciłam do kraju bez kota i z totalnym rozżaleniem. Niewielu rzeczy w życiu żałuję tak jak tego, że nie udało mi się przywieźć jednej młodej kotki i zostawiłam ją na gwarantowane rozmnożenie i śmierć bez zaznania prawdziwej miłości.

    26 września 2013 o 23:28 · Odpowiedz
  3. http://paulinazuraw.blogspot.com/

    Również w tym roku odwiedziłam Chorwację i racja kociak na kociaku. W czasie sezonu mają dobrze, ciekawe jak to wygląda w pozostałe miesiące, ale w porcie zawsze coś się znajdzie ;)

    26 września 2013 o 23:38 · Odpowiedz
  4. Kath

    Byłam w Chorwacji na przełomie maja i kwietnia,, praktycznie przejechaliśmy całą Chorwację aż do Dubrownika i potem pojechaliśmy do Bośni. Ale wracam do Kotów – w Dubrowniku jedliśmy obiad w knajpce z rybami i owocami morza tuż przy nabrzeżu, wałęsało się tam mnóstwo kotów, w bardzo złym stanie, które przybiegały, jak tylko poczuły coś do jedzenia, nie zapomnę widoku rudego pyszczka umorusanego sosem pomidorowym, który wcinał ryż i kawałeczki owoców morza z risotta… Aż żal było stamtąd odchodzić, bo mało kto z obecnych tam gości karmił te koty, w zasadzie owoce morza z mojej porcji pożarł ten właśnie rudzielec. W Mostarze było jeszcze gorzej – tam obległy nas jeszcze chudsze i biedniejsze koty, ja jadłam smażony ser, koty jadły panierkę z tego sera… Sarajewo to znowuż wałęsające się, bezpańskie psy. W centrum miasta leżą na chodnikach duże psy, czas po kilka – kilkanaście… Bardzo przykry widok.

    27 września 2013 o 08:37 · Odpowiedz
  5. Kath

    Przepraszam,- na przełomie maja i czerwca!

    27 września 2013 o 08:38 · Odpowiedz
  6. Daleko nie trzeba szukać. U nas w Polsce, w nadmorskich miejscowościach również jest dużo zaniedbanych, bezdomnych kotów, często chorych. Smutny widok :(
    Zdjęcia jak zwykle piękne. Czekam na rude wieści.

    27 września 2013 o 09:17 · Odpowiedz
  7. duża Mieci&Fisi

    Kotom poświęcony jest cały wątek na najbardziej cromaniackim forum w Polsce: http://www.cro.pl/chorwackie-koty-t31920.html?hilit=koty

    Jadąc do Cro zaopatrzyliśmy się w puszeczkę kocich chrupek :-) Na Hvarze spotkaliśmy cudne, smukłe koty – dorosły i małe. Nie dały się ani razu pogłaskać. Z ogromną ostrożnością zjadały pojedyncze chrupki. I jeszcze jednego młodego, udomowionego. Przymilas na maxa. I pewnego schorowanego rudzielca siedzącego w zaciszu muzeum :-(
    Trogir przywitał kotem za każdym niemal zakrętem. Syn był zachwycony! Właściciel rudej Marty opowiadał o tym, że Marta co urodzi to znów zachodzi w ciążę. I on nie ma pojęcia dlaczego. A my nie mieliśmy pojęcia i woleliśmy nie myśleć o tych wszystkich miotach…. Doszliśmy z kolei do wniosku, że Trogir, jako stare miasto jest pewnie zasobne w myszy – stąd duża sympatia dla łowców.
    W wątku na forum jest post o okolicach Dubrownika i ogromnym stadzie porzuconych kotów.
    Patrząc na ogromna liczbę potrzebujących kotów w naszym kraju – postarajmy się im pomóc w pierwszej kolejności… A jadąc za rok do Cro – o chrupkach ;-)

    27 września 2013 o 10:07 · Odpowiedz
  8. duża Mieci&Fisi

    Buuuu… nie opublikował się mój komentarz :-(

    To dla wszystkich koto-maniaków cromaniackie spojrzenie na futra: http://www.cro.pl/chorwackie-koty-t31920.html?hilit=koty

    27 września 2013 o 10:15 · Odpowiedz
    1. Magda, rudomi.pl

      Opublikował, opublikował ;) Tylko jest moderacja (stąd opóźnienie), bo niektóre spamowe komentarze nie są wyłapywane przez filtr antyspamowy… I byłyby tu różne niepożądane koszmarki ;)

      28 września 2013 o 12:28 ·
  9. anka.g1

    W minioną niedzielę wróciłam z Chorwacji i jeszcze tam będąc ogladałam Twoje zdjęcia chorwackich kotów ;) Stwierdziłam, że Chorwacja nie ma żadnej polityki odnosnie bezdomnych kotów i to smutne, ale z drugiej strony raczej z głodu czy wychłodzenia tam nie giną. Faktycznie wiele było takich, które prychały i takich które były całkowicie obojętne. Mnie najbardziej martwiły te najmłodsze kociaki samotnie wałęsające się po ulicach. Takie widziałam w Trogirze i w Czarnogórze, bo tam też bylismy. W tej drugiej sytuacja wygląda identycznie jak w Chorwacji.

    27 września 2013 o 17:00 · Odpowiedz
  10. Ile kotów i wszystkie jakieś takie przyjazne, dają się głaskać, pewnie przyzwyczajone do takiego zainteresowania. Pewnie mają lepiej niż w Polsce, bo tu czasami zdarzają się zamknięte okienka w piwnicach czy koty są przeganiane niestety.

    28 września 2013 o 13:08 · Odpowiedz
  11. Goha

    Baaaardzo się cieszę, że nie tylko ja przywożę zdjęcia kotów z wakacji :D

    1 października 2013 o 14:20 · Odpowiedz
  12. Też byłam w tym roku na Chorwacji i dopiero czytając Twój wpis zwróciłem uwagę na temat kotów. Moje córeczki było zachwycone widząc na każdym kroku przeróżne koty. Teraz widzę, że to de facto niemały problem

    16 października 2013 o 23:26 · Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*