Kiedyś, kiedy byłam młodsza (dużo młodsza), hasła „before” i „after” kojarzyły mi się z imprezą. Tak zwany biforek był (i pewnie nadal jest) spotkaniem poprzedzającym imprezę główną, a afterek po niej następującym. Z perspektywy czasu wydaje mi się to zupełnie nielogiczne. Po co spotykać się przed i po imprezie, skoro można spotkać się po prostu na imprezie? Mniejsza z tym, bo jak już ustaliliśmy, od dawna mnie to nie dotyczy.
Za to wciąż dotyczą mnie biforki i afterki, z tym że teraz te hasła nabrały nowego znaczenia. Kiedy pada u nas w domu pytanie „before czy after?” to nie zastanawiamy się właśnie z O., czy pójść na drinka, a dopiero potem, na lekkim rauszu wejść tanecznym krokiem do klubu. Nie rozważamy też wówczas późniejszego wyjścia na potańcówkę kosztem biforka, by móc potem imprezę zakończyć gdzieś podczas afterka.
My wtedy zastanawiamy się, czy latająca po domu, odbijająca się od ścian, skacząca po meblach, forsująca wszystko, co stanie na jej drodze Marchewka, jest właśnie po, czy może jeszcze przed… kupą.
Kupa szczęścia normalnie.
Boska fotka :) U nas też tak jest, biforki raczej to są, niż aferki. Chociaż u Lady to bardziej biforki, a u Antosia afterki :)
8 maja 2014 o 09:25 ·Ha, ha mój rudzielec też tak ma!! Pozdrowienia świetne są te twoje rude
8 maja 2014 o 10:38 ·Rude chyba tak mają. Mój Arnold zachowuje się tak samo:)
8 maja 2014 o 10:38 ·Hahahahaha! U mnie jest więcej afterków niż biforków. Zdecydowanie kocia radość „po” jest większa.
8 maja 2014 o 10:40 ·Wszystkie koty tak mają. :) Ziomek na biforku nieźle daje popalić:)
8 maja 2014 o 11:11 ·Ach, a Lusia z kolei preferuje afterki. Tanecznym krokiem wyskakuje z kuwety – ku mojemu nieszczęściu – duża ilość żwirku razem z nią.
8 maja 2014 o 11:12 ·Afterki, stanowczo afterki. Za to biforki są bardziej konwersacyjne. Ale czy to nie słodkie – codziennie jest imprezka :p
8 maja 2014 o 11:46 ·Niech żyje bal :D
8 maja 2014 o 12:09 ·Moja Peciuchna szaleje zwykle ‚po’ :) Wylatuje z kuwety jak myśliwiec i lata po całym domu :D Z kolei Niunia, zawsze ‚po’ ma ochotę na pieszczoty, choć niekoniecznie my, bo jeszcze nie zdąży kiciula ‚wywietrzeć’ :D
8 maja 2014 o 12:12 ·Jak słodko :D
9 maja 2014 o 11:16 ·czarne koty też tak mają. przed i po. :-D
8 maja 2014 o 17:29 ·Ja może nie koniecznie w temacie ale chce o coś zapytać :p od niedawna czytam tego bloga i bardzo lubię twoje wpisy o rudych :) przejdę do rzeczy. Jeśli to możliwe mogłabyś powiedzieć jak założyć takiego bloga? Liczę na odpowiedź :) Pozdrawiam Rysia i Marchewkę!
8 maja 2014 o 18:33 ·Marla, już tłumaczę, krok po kroku: na Twojej drodze staje w pewnym momencie taki O. Okazuje się, że O. jest niezwykle utalentowany – potrafi robić piękne zdjęcia i świetne strony internetowe. O. poznaje Ciebie i Twoje koty, więc szybko orientuje się, że koty są dla Ciebie bardzo ważne i możesz o nich gadać bez końca. Sugeruje wówczas, że powinnaś prowadzić o nich bloga. Wtedy projektuje takiego bloga dla Ciebie, kupujecie domenę i gotowe. W końcu masz gdzie przelać słowa i pokazać Rude na zdjęciach :) To mniej więcej tak wyglądało (ja mam bloga na WordPressie, we własnej domenie i z indywidualnym wyglądem, ale można zacząć od bloga np. na blogspot, wybrać jakąś skórkę i też blogować).
9 maja 2014 o 11:36 ·Haha :) Rude są świetne!
8 maja 2014 o 19:35 ·A białe za to wychodzą z kuwety z godnością, nie zwracając na siebie uwagi, by za chwilę kulturalnie wytrzeć tyłek w podłogę…. :D
To są tak zwane stempelki ;)
9 maja 2014 o 11:36 ·Po prostu sportsmenka :)
8 maja 2014 o 21:46 ·U nas każdy ma inne zwyczaje przed i po ;)
8 maja 2014 o 22:55 ·nasze wariaty tak samo… gdy zaczynają wariować-euforycznie/dziwnie miałczeć…
9 maja 2014 o 09:13 ·wiadomo, że będzie/była KUPA :D
Dzięki :p Może najpierw powinnam zacząć właśnie np na blogspot :) Może coś z tego wyjdzie próbować zawsze warto ;)
9 maja 2014 o 19:38 ·PS. mogłabyś mi opowiedzieć jak rude do ciebie trafiły?
17 maja 2014 o 18:00 ·Jestem tego bardzo ciekawa ;)
hahaha oj tak też to znam XD u mnie (tzn mojego kocięcia ;) takie szaleńcze gonitwy to zawsze biforek. Później jest tak padnięta że afterka nawet chyba nie ma ;)
22 maja 2014 o 00:32 ·jaka wiewóra słodka:-) taka mała kiedyś była, niesamowite. Teraz taka Wielka Marchewka z niej:-)
14 czerwca 2014 o 17:52 ·Czuję lekki nietakt zostawiając tu komentarz prawie pół roku po publikacji, ale nie mogę się powstrzymać… to absolutnie arcytrafny wpis. Dziękuję, bo spłakałam się ze śmiechu tak bardzo, że ciężko było wstać z krzesła. Sama prawda! Pozdrawiam Marchewkę i Rysia :)
5 października 2014 o 20:01 ·Dziękuję bardzo! Późno, nie późno – wpis z życia wzięty, zawsze żywy będzie :D Pozdrawiamy :)
7 października 2014 o 23:22 ·