Tak, ja. O Marchewkę. Ja, która zawsze myślałam, że jestem ulubionym człowiekiem mojej rudej kocóreczki. Matką, no dobrze, macochą, ale taką ukochaną, do której się tęskni, której się wypatruje, gdy nie ma jej w domu.
Okazuje się, że owszem, tęskni się. Tylko nie do mnie, a do… sąsiada z naprzeciwka.
Pan A., bo o nim tu mowa, jest aktywnym członkiem naszej osiedlowej społeczności. W związku z tym dość regularnie puka lub dzwoni do naszych drzwi, by przekazać nam nowe wieści lub sprawy. Wydaje mi się, że kiedyś był dla Marchewki jakimś tam panem. Obcym człowiekiem. Do czasu.
Do momentu, gdy zauważyliśmy, że kiedy otwieramy drzwi do naszego mieszkania, Marchewka z niego wybiega, by stanąć pod drzwiami do mieszkania Pana A.
Do tego czasu, kiedy w trakcie naszej rozmowy z Panem A., przy otwartych drzwiach do obu mieszkań, zaczęła przechodzić z naszego mieszkania do mieszkania Pana A. i zwiedzać je, aż nie została stamtąd zabrana.
Dotąd przypisywałam to zwykłej kociej ciekawości. Jednak ostatnie dni uzmysłowiły mi co innego.
Pan A. odwiedził nas, gdy Marchewka była zamknięta ze mną w łazience. Ta, słysząc jego głos, zaczęła wić się na plecach, próbując otworzyć drzwi od spodu swoimi przednimi łapkami i wydając przy tym dźwięk łączący płacz, miauczenie i muczenie (tak, jak u krowy).
Teraz zawsze, kiedy słyszy Pana A. idącego do swojego mieszkania, staje pod naszymi drzwiami i płacze.
Lamentuje pod naszymi drzwiami także wtedy, kiedy słyszy Pana A. rozmawiającego z kimś na klatce lub przez telefon.
Wystarczy, że słyszy jego kroki lub głos. I płacze. Do niego.
Czy to znaczy, że Marchewka najchętniej wyprowadziłaby się od nas do Pana A.?
Po skończonej ostatnio rozmowie w drzwiach z Panem A., O. wołał ją, by wróciła do domu. Nie reagowała. Zastał ją w sypialni Pana A. Jeszcze rozumiem, w kuchni. Ale w sypialni?
To naprawdę boli.
jak to dlaczego… it must be love love love? :)
31 października 2014 o 14:36 ·a jest chociaz na czym oko zawiesic? ;)
Pan A. jest oczywiście przystojnym mężczyzną, ale… przecież on chodzi na dwóch łapach, a nie na czterech! :)
1 listopada 2014 o 12:47 ·milosc chyba lap nie liczy ;)
2 listopada 2014 o 19:32 ·Mój Szarek przyszedł do nas od sąsiada z ulicy z naprzeciwka i już został, pytaliśmy sąsiada czy ma żal, ale on stwierdził, że i tak nie ma go dużo w domu więc niech już zostanie u nas. Koty są dziwne ;)
31 października 2014 o 14:38 ·Czy to znaczy, że powinnam dać jej wolny wybór? Jej szczęście jest najważniejsze, ale…
1 listopada 2014 o 12:48 ·ja bym nie była az tak tolerancyjna :)
2 listopada 2014 o 20:37 ·Ja też nie zamierzam ;)
9 listopada 2014 o 19:10 ·Nasz rudzielec też jęczy i płacze pod drzwiami jak tylko kogoś słyszy na korytarzu. Ostatnio uciekł na balkon sąsiadki przez rusztowanie z naszego balkonu i pani musiała go przynieść z powrotem. Może te rude koty tak po prostu mają, takie niby reisefieber wyjścia do sąsiadów?
A tak poza tematem – w jaki sposób udaje Wam się robić takie genialne zdjęcia kotów? Nasz zazwyczaj nie wysiedzi nawet tak długo, żeby aparat złapał ostrość, nie mówiąc już o pozowaniu…
31 października 2014 o 14:41 ·Paula, a czy podczas tych balkonowych wycieczek, Wasz rudzielec nie wypadnie?
Co do zdjęć – nie mam pojęcia :D O. najwyraźniej ma „rękę” do kotów, bo nie tylko nasze Rude udaje mu się tak fotografować, także inne koty (i psy). Zaklinacz ;)
1 listopada 2014 o 12:50 ·Normalnie mamy balkon zabezpieczony, tylko teraz na czas remontu musieliśmy wszystko zdjąć. A poza tym, to on się trochę wysokości boi, więc nie wychyla się za bardzo. Teraz jak wszystko jest orwarte, staramy się go nie wypuszczać bez szelek/smyczy, ale raz czy dwa razy udało mu się wybiec i rusztowaniem myknąć do sąsiadki.
Najwyraźniej będę musiała trochę jeszcze podszlifować moje umiejętności fotograficzne, może się uda. :)
1 listopada 2014 o 16:27 ·Trzymamy kciuki za zdjęcia :)
9 listopada 2014 o 19:11 ·Musi facet pachnieć czymś intrygującym… dla Marchewki :D
31 października 2014 o 14:43 ·Hmm, tak by reagowała na jego zapach? A może jej jest po prostu źle z nami i szuka innych możliwości? :( W końcu u nas w domu ciągle walczy z Ryśkiem, a tam królowałaby sama…
1 listopada 2014 o 12:52 ·Miałam kiedyś taką marchewkę, też rudą, neizwykle oryginalnie, nazywała się Ruda. Potem przyszedł kolejny kot, a ruda strzeliła focha i wyprowadziła się do sąsiada, odwiedzała nas czasem, ale mieszkała tam. Dobrze jej tam było. To potwierdziło moją teorię że to nie my wybieramy sobie kocich (z psami jest podobnie) przyjaciół, a to zwierzaki wybierają nas..
31 października 2014 o 14:53 ·Smoczamatko, to może tylko potwierdzić moje obawy… :(
1 listopada 2014 o 12:53 ·Mollka ma zupełnie odwrotnie. Rzadko kiedy opuszcza swoje królestwo na rzecz spacerku po korytarzu a zawsze gdy wracamy od veta i już wyskakuje z torby w trakcie jazdy windą jak tylko otworzą sie drzwi leci, pędzi niczym struś pędziwiatr po swoje drzwi :-) jak ktoś do nas zapuka/zadzwoni do leci pod drzwi i obserwuje przez moment żeby niepostrzeżenie zrobić rząd i ulotnić się stąd :-)
31 października 2014 o 16:56 ·Nie ma innej odpowiedzi, zakochała się!
31 października 2014 o 16:57 ·Ani chybi pan A. nie dość, że przed zapukaniem do Waszych drzwi intensywnie naciera się kocimiętką, to pewnie jeszcze przemyca w kieszeniach jakieś kocie megasmakołyki…
31 października 2014 o 17:21 ·No właśnie chyba nie ;) Pan A. – jeśli mnie pamięć nie myli – nigdy nie miał kota. Podejrzewam, że musi być w jego głosie jakiś spokój, a przede wszystkim… brak innych zwierząt w jego mieszkaniu. To pewnie tak przyciąga Marchwiaka.
1 listopada 2014 o 12:55 ·Ale mi humor poprawiłaś :D
1 listopada 2014 o 15:23 ·Bardzo proszę ;) Chociaż mi jest trochę przykro z powodu tej Marchewkowej sympatii ;)
9 listopada 2014 o 19:11 ·Współczuję :( Ja mam z kolei inny problem. Lord jest wyniosły i nie okazuje uczuć, mimo że staram się jak mogę, by było mu ze mną dobrze :(
1 listopada 2014 o 23:58 ·Koty… między innymi tym różnią się od psów ;)
9 listopada 2014 o 19:12 ·Zrozum tu kobietę…. ;-)
4 listopada 2014 o 15:01 ·Ale wiem co czujesz, też mamy kolegę, do którego nasza kotka pała gorącym uczuciem. Zbyt gorącym jak dla mnie, zazdrość mnie zżera :D
Nawet o O. czasami bywam zazdrosna, kiedy Rude przybiegają do niego, zamiast wybrać mnie ;)
9 listopada 2014 o 19:12 ·A co na to Pan A?
4 listopada 2014 o 16:46 ·Pan A. chyba uczucie odwzajemnia, ale nie wchodzi nam do mieszkania bez pytania ;)
9 listopada 2014 o 19:13 ·PS Podobno ostatnio podczas kolejnej rozmowy w progu, wymienił imię Marchewki, podczas gdy Ryśka imienia nie pamiętał. To musi coś znaczyć ;)
O rany!!!! Marchewka takie numery. Ona jest taka słodziutka. To niemożliwe. A jednak!
6 listopada 2014 o 16:55 ·Mam nadzieję, że to przejściowa Marchewkowa fanaberia. Rozumiem doskonale jak boli taka zazdrość – wcale się nie dziwię :) POZDRAWIAM całe Wasze towarzystwo
Na razie to trwa, zobaczymy jak długo ;) My również pozdrawiamy!
9 listopada 2014 o 19:14 ·