Dzisiaj u wetki miał miejsce taki incydent…

Wyjmując delikatnie Rysia z transporterka, pani doktor powiedziała: „nic się nie bój, mama tutaj jest”. Nie wiem, czy tym razem miała na myśli mnie, czy wciąż siebie… (jeśli nie pamiętacie tej sytuacji, zajrzyjcie tutaj).

Ogląda Rysia, zagląda mu w uszy i mówi, że już wszystko w porządku. Więc pytam ją, skąd ten świerzb u Rysia (zdiagnozowała go, kiedy O. wybrał się na wizytę beze mnie), przecież on nie wychodzi, nie miał jak go złapać… Na co ona: „zawdzięcza go swojej mamie”.

Zdębiałam, zrobiłam wielkie oczy i zapytałam „ale jak to, ode mnie?!”.

Pani doktor parsknęła śmiechem: „nie, od tej rodzonej matki…”.

Zdecydowanie blond mi nie służy.

Od mamy

Komentarze 13

  1. śliczne zdjęcie. Zabawna historia. ;)
    Mam pytanie: jakim sposobem robisz tak cudne zdjęcia?
    Mi tego nie wychodzą :(

    28 stycznia 2013 o 21:07 · Odpowiedz
  2. Dlatego uważam, że paniowanie i mamowanie kotom wprowadza wszystkich w konfuzję :D
    Matka jest tylko jedna! Ta od świerzbu! ;P

    28 stycznia 2013 o 21:18 · Odpowiedz
  3. duża Mieci&Fisi

    hihihi… nasz rudzizna też dotarła do nas z takim bagażem. Przeraziła mnie ilość tego paskudztwa, które wet wyciągał z tych 2.miesięcznych uszu…

    Mam pytanie – czy rude koty mają delikatniejszą, bardziej puchatą niż włochata sierść od innych dachowców? Miecia wciąż ma niewiele włosia – opuszona za to jak jakiś kurczak…

    29 stycznia 2013 o 08:10 · Odpowiedz
    1. nomka

      Mój Biś też wyglądał jak wypłosz… taki kurczakowy puch miał :) teraz ma minimalnie dłuższą sierść niż inne moje koty i baaaardzo miękką i delikatną… wcześniej takiej sierści u kota nie widziałam , ale to też pierwszy rudzielec „na żywo” którego mam okazję dotykać. Moze taka specyfika rudego?

      29 stycznia 2013 o 09:39 ·
  4. I bądź tu człowieku mądry! Sama się nazwała matką, więc dobrze, że nie spytałaś ” Od Pani???” :-)

    29 stycznia 2013 o 09:10 · Odpowiedz
  5. Nie wyobrażam sobie abym i ja inaczej zrozumiała tą wypowiedź :) Blod przestałam już być idąc teraz w fazę rudego, ale i tak słowo „mama” w stosunku do mojego kota to w pierwszej kolejności ja a nie jego biologiczna matka!

    31 stycznia 2013 o 08:35 · Odpowiedz
  6. lila

    podany linkiem tekst zawiera zdanie „(…)a ktorym marchewka bardzo skapi(..)”, to jest chyba blad albo ja nie zrozumialam. pani doktor zazdrosci ci kotka, stad ta wola pokrewienstwa (:. to lepsze niz „chodz do PANI”, tego nie znosze…

    31 stycznia 2013 o 17:40 · Odpowiedz
    1. Magda, rudomi.pl

      miałam na myśli to, że Marchewka jest bardzo oszczędna jeśli chodzi o miauczenie, zwykle robi to prawie bezgłośnie :) Chyba rzeczywiście napisałam to niejednoznacznie, już poprawiam :)
      „Pani” w odniesieniu do opiekuna kota jest w ogóle przez nas nie używane, ale pani doktor mogła nazwać siebie po prostu ciocią :)

      31 stycznia 2013 o 18:17 ·
  7. mirabelka

    ja tez bym tak pomyslala. :D to mozliwe, ze moj kot ma / mial jakas inna mame? :D

    31 stycznia 2013 o 19:02 · Odpowiedz
  8. Kasia

    Piękny kot o dość przewrotnym spojrzeniu:).

    1 lutego 2013 o 12:40 · Odpowiedz
  9. ruda

    bardzo Ci służy blond! oczywiście, że jesteś jego Mamą, która źle znosi świadomość, że mogła mu zaszkodzić. Temu Rysiu:-)

    8 lutego 2013 o 18:26 · Odpowiedz
  10. Moje futra też są moimi dziećmi. Zawsze jak wracam z pracy to drę się: mamaaaa wróciła ;-)
    Czasem jednak trzeba się powstrzymać bo niektórzy patrzą jak na wariatkę ; -)
    Ale Twoja pani wet raczej nie należy do takiej grupy, więc śmiało można pozostać sobą :-)

    10 lutego 2013 o 19:35 · Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*