Dzisiaj był u nas pan monter. Montował nowy, lepszy, szybszy internet.
I nie byłoby w tym nic nadzywyczajnego, gdyby nie gościnność Ryśka i Marchewki.
Rysiek asystował panu przy montażu, zaglądając mu to przez lewe, to przez prawe ramię. Nadzorował prace, a przede wszystkim kontrolował jakość wykonywanych przez montera czynności. Był przy tym miły, bo Rysiek jest zawsze uprzejmy dla naszych gości. Może za wyjątkiej jednej sytuacji, kiedy w odwiedziny przyszła do mnie znajoma ze swoim mężem.
Znajoma bardzo chciała mieć kota, jej mąż nie, więc ta wizyta u nas nie była zwykłym spotkaniem towarzyskim. Była z premedytacją zaaranżowana po to, by mąż koleżanki poznał koty i na podstawie tych dobrych doświadczeń potem na kota się zgodził. Wszystko przebiegało nadzwyczaj prawidłowo, koty były czarujące, mościły się gościom na kolanach, grały mruczando i inne ugniatando. Do czasu. Aż do momentu, kiedy Rysiek zwabiony falującymi, zadziornie poruszającymi się po plecach koleżanki włosami, postanował je schwytać. Wbicie się pazurami przednich łap ważącego ponad 7 kilogramów Ryśka w plecy koleżanki, bardzo szybko zmieniło jej myślenie o nowym lokatorze w domu. O 180 stopni. Myślę sobie, że choć musiało to być dla niej bardzo bolesne, to na pewno pozytywne w skutkach. Rysiek po prostu wyświadczył wszystkim przysługę – żaden kot już z nimi nie zamieszkał i żaden kot nie musiał się w związku z tym nigdy od nich wyprowadzać.
Wracając do pana montera. Marchewka była jeszcze bardziej życzliwa, bo jak tylko pan usiadł przy stole, zajęła jego kolana i zaczęła się na nich prężyć. Wypięła pupę w symbolicznym geście pod tytułem „głaszcz mnie”. Pan sprawiał wrażenie nieco skonfundowanego, ale nie protestował i odpowiedział na zachętę – głaskał Marchewkę, dopóki jej się to nie znudziło.
Przypomniało mi to sytuację jeszcze z mojego domu rodzinnego, kiedy to przyszedł do nas pan ubezpieczyciel. Jak na agenta ubezpieczeniowego przystało, pan był odziany w elegancki, CZARNY gajerek. Usiadł przy stole ze swoją teczuszką i papierami, by załatwić to, po co przyszedł. Kiedy skończył, wstał z krzesła udekorowanego mięciutką poduszką… Chyba nie muszę dodawać, że jego czarne spodnie, wyprasowane w elegancki kant, na pośladkach nie były już takie czarne? Jednak nikt z domowników nie miał odwagi mu o tym powiedzieć i pan wyszedł od nas wyposażony w nową umowę i nowe futerko. Poszedł tak dalej ubezpieczać. Na pewno był świetny w ubezpieczaniu wszystkiego, za wyjątkiem tyłów.
Wracając do Rudych. Rude są niezwykle towarzyskie, nie boją się nikogo, witają w progu każdego, nawet jeśli widzą tę osobę po raz pierwszy. Witają się z listonoszem, z kurierami, z sąsiadami. Co więcej – jak już ktoś wejdzie do środka, one nie potrzebują żadnej wzrokowej czy słownej gry wstępnej. Bez zbędnych ceregieli, idą od razu na całość.
Nasi goście mogą wyjść od nas z dwoma wnioskami: koty są sierścionośne i bezpruderyjne.
No cóż… nadzór nad gośćmi musi być :D
20 lutego 2013 o 21:53 ·Oj tak, znam to aż nazbyt dobrze :) Mój rudy Rysiek zawsze asystuje przy wszelkich pracach wykonywanych przez mojego tatę w domu, najbardziej lubi te w łazience, związane np. z wymianą zaworu i polowaniem na nakrętki. O ile tata jest do tego przyzwyczajony, to pan który naprawiał nam ostatnio pralkę wydawał się jakby krępować jego obecnością. A co do wspólnych prac, to pieczenie ciastek z asystą też jest fajne – do dzisiaj mam zachowany zeszłoroczny piernik z odbiciem jego łapy.
20 lutego 2013 o 22:16 ·A swoją drogą, to ciekawe czy nasze Ryśki by się polubiły :) (tutaj cała galeria jego zdjęć gdybyś miała ochotę go zobaczyć: http://designyourlife.pl/misz-masz/w-obiektywie-kocie-zycie/). Pozdrawiamy ciepło!
20 lutego 2013 o 22:19 ·Rude mają tylko siebie, więc każdy inny kot to intruz ;) Jednak nie są agresywne, po prostu nieufne i kiedy pojawia się u nas jakiś kot (odwiedziny, kot podrzutek itp.) to zachowują bezpieczny dystans, czasem prychają, ale krzywdy nie robią. Zajrzałam do galerii Twojego Ryśka i przeczytałam jego historię, miał chłopak szczęście (i jego mama). A czy Twojemu Ryśkowi nie brakuje może jakiejś Marchewki? ;)
20 lutego 2013 o 22:30 ·Parsknęłam śmiechem przy Panu Ubezpieczycielu ;) Okazuje się, że z tyłu też się trzeba ubezpieczać, a nie tylko z góry ;)
20 lutego 2013 o 22:56 ·Wniosek jest jeden… Rysiek musi schudnąć. Proszę się nie obrazić, ale on jest gruby :)
20 lutego 2013 o 23:51 ·A mnie się wydaje, że na zdjęciu zrobionym z tej perspektywy każdy kot będzie wyglądał dość obficie :) PS. Tutaj jest Marchewka, nie Rysiek. PS2. Oboje są na diecie czyli mają racjonawane żarcie. PS3. Nie obrażam się tak łatwo, ale chyba łatwiej jest mnie obrazić niż odchudzić kota…
21 lutego 2013 o 00:46 ·Ach… zorientowałam się, że ja tu podałam wagę Rysia! I wszystko jasne :) Próbuję go odchudzić, ale póki co nieskutecznie :(
21 lutego 2013 o 09:34 ·Nasza Granda waży 6,5. Dostaje od 1,5 roku wydzielaną z wagi (naprawdę!) weterynaryjną karmę wiodącego producenta z naznaczeniem OBESITY. Przez te półtora roku schudła 0,3 kg….
1 sierpnia 2014 o 11:33 ·Oczyma wyobraźni często widzę ją w szafie podjadającą w cichości popkorn. Albo tosty. No bo jak :D ?
Protestuję. Rysio jest najpiękniejszym kotem i wcale nie jest gruby. Po prostu jest duży i baaardzo puszysty. Dziękuję za wspaniałe zdjęcia, nigdy nie mogę się na nie napatrzeć. Może ktoś ma pomysł jak sobie radzić z kocią sierścią? Z przerażeniem myślę o wiośnie i o tym co będzie w domu. Na dodatek mam alergię i leki średnio pomagają. Rolki do ubrań leżą w całym domu, na szczęście jest ogródek w którym kocury lubią siedzieć od wiosny.
21 lutego 2013 o 06:54 ·Moje koty też bardzo lubią zaglądać do takiej typowej skrzynki montera, (ile tam ciekawych rzeczy!) i asystować przy pracy! Garnitur pana ubezpieczyciela – cóż nawet gdyby człowiek chciał jakoś pana oczyścić, to jak tak obcego po pośladkach…:):):)
21 lutego 2013 o 08:07 ·Nasze są humorzaste. I wg sobie tylko znanego klucza dobierają gości, których lubią od przekroczenia progu i tych, do których się w ogóle nie zbliżą.
Generalnie podziwiam Wasze Rudości za chęć pozowania, współpracy i łagodności!
Ciekawe ile razy mąż koleżanki wytknął jej ryśkowy atak ;-)
A zatrzymując się na chwile przy wadze: Fisia w zimowej wersji waży 3,4 kg. I wydaje mi się duuuuża. Ciekawe jak by wyglądała w sąsiedztwie puszystego Ryszarda….
21 lutego 2013 o 08:29 ·Rysiek nie jest gruby – jest garfildowaty :)
21 lutego 2013 o 10:21 ·Moja kicia niestety nie jest aż tak życzliwa dla gości i musi upłynąć trochę czas (czytaj musi nabrać zaufania do nieznajomego czy nawet znajomego przybysza), nim zacznie się łasić i mruczeć z zadowolenia, gdy pozwoli się pogłaskać ;)
Rózia też nie jest ruda (ale czarna jak smoła) i tak garfildowata jak Rysiek, ale myślę, że to równie niesamowity kot, jak Twoja pociecha ;)
21 lutego 2013 o 14:22 ·Rudy i hydraulik – połączenie dość niebezpieczne. Rudzielec Guzik, kocięciem będąc i słodziakiem wielkim pod koniec wizyty hydraulika w naszej łazience wszedł był do pojemnej torby tegoż i został….Po pewnym czasie zorientowałam się, że małego nigdzie nie ma ,zaczęliśmy poszukiwania i nagle z torby dało się słyszeć cieniutkie miauuuuu.
21 lutego 2013 o 21:53 ·Ech, zazdroszczę. Bo u nas dokładnie odwrotnie – gość to nasz wróg i trzeba się przed nim schować. Tylko Rysia była odważna i nie bała się niczego.
22 lutego 2013 o 14:57 ·Nie wiem, czy na fotce jest Rysiek czy Marchewka, ale i mina i pozycja są super :-)
U nas jest bardzo podobnie tylko ,że jakby był pan ubezpieczyciel w czarnym gajreku to by wyszedł z czarnym puszkiem na pupce;P
22 lutego 2013 o 16:43 ·Mój Ruduś tak samo towarzyszy przy wszystkich pracach domowych np. malowanie, naprawa splóczki, przyrządzanie ryby po grecku i kazdej innej potrawy :)) itd. a gościnny jest taki, ze jak ktos postawi obok fotela torbę lub torebke, on tam się wygodnie umości :)) Oczywiście przy tych smakołykach obecny jest na stole i we wszystko wkłada nochola :)) Na wąchaniu się konczy, bo on je tylko suchą karmę i odrobinę wołowiny :(Pozdrawaim sarna
23 lutego 2013 o 14:08 ·Weszłam, sprawdzam czy pojawił się u Was nowy post, czytam komentarze do ostatniego i aż mi się włos zjeżył. Jak ja napisałm spłuczka. Wstyd :((. Jakas pomyłka, zacmienie czy nie wiem co. Przepraszam i nie wiem co mam zrobi. Może nasze mruczki przeoczyły ten błąd roztargnionej pańci :), ale ich opiekunów bardzo przepraszam. I pomyśleć, ze kiedys nauczyciel powiedział, ze jestem jedyną osobą w klasie, która nie robi błędów ortograficznych. Może to juz było dla mnie :)) Oby nie !
25 lutego 2013 o 12:02 ·Sarno, przecież to na pewno sprawka Twojego kota! Koty podobno nie znają ortografii i Ruduś najwyraźniej uznał, że zrobiłaś błąd i poprawił po Tobie komentarz przed wysłaniem. Nic się nie przejmuj, kotu wybacz, on i tak ortografii nigdy nie ogarnie, bo i po co? ;)
25 lutego 2013 o 12:53 ·Ciekawe jakby zareagował pan ubezpieczyciel, gdybyś niespodziewanie przejechała mu odkłaczającym wałkiem po tyłku, bezpieczniej było go wypuścić w błogiej nieświadomości :)
24 lutego 2013 o 18:55 ·Ostatnio, gdy przyszły do mnie 3 koleżanki, Mruczek od razu był w każdej torebce….
24 lutego 2013 o 22:40 ·Uśmiałam się z tych kocich historii. Ja mam 5 kotów, ale wspomnę tu o jednym – Stefanie. Stefan ma 3 lata i odkąd pamiętam, większość osób, które spotykają go pierwszy raz zadaje pytanie: „Dlaczego ten kot ma taką niezadowoloną minę?”. Kot ma faktycznie taką minę już od kociaka (bardzo wyróżniał się na tle rodzeństwa, radosne kotki i jeden z fochem). Jednak mimo wiecznego focha na pyszczku bardzo lubi znajomych i nieznajomych, których wita z pozycji „pomiziaj po brzuszku”. Stefan ma też parcie na szkło, jest na moim filmie ślubnym, bo z premedytacją wchodził w kadr i zalegał na szlakach komunikacyjnych kamerzysty. Chyba, że to zamach był…
25 lutego 2013 o 09:41 ·kotek pilnuje domu :-) jednak mój czarnuszek nie jest aż tak bardzo towarzyski – może dlatego, że czarny hehe
3 marca 2013 o 20:06 ·Na diete z nim! hehe :)
5 marca 2013 o 11:54 ·Też nie uważam, żeby Rysiek był za gruby. Tak samo jak nasz Antoś (aktualnie 7,2kg). Ciężko jest kota odchudzić, przechodziliśmy, i nadal przechodzimy, przez te męki. Najgorsze jest budzenie o 4:00 rano głośnym wyciem pod drzwiami, bo kot jest głodny. No i nie ma mocnych, trzeba wstać i futro nakarmić. W przeciwieństwie do Antka, Lady może jeść ile chce i od 12 lat ma tę samą wagę (no może od 11). A Antoś niestety, jak to kot wychodzący, ma wolny dostęp do wszelkich psich i kocich misek wystawionych przez sąsiadów. Także nawet, jeśli ma racjonowane jedzenie w domu (3x dziennie po 20g suchej karmy dietetycznej), to i tak dojada na dworze. Ehhh taki urok.
Kiedy Antoś był zaraz po operacji i musiał siedzieć w domu przez 2 miesiące, to mieliśmy nad nim całkowitą kontrolę, tzn. nad ilością jedzenia. Oboje jedli tylko w naszej obecności, żeby przypadkiem Tosiek nie dojadał po Lady. I wówczas udało nam się go odchudzić do 6kg. Ale on jest dużym kotem z samej budowy, więc myślę, że 5,5kg dla niego to minimum. Potem już mu się boki i policzki zapadać zaczęły ;)
Aha, u nas na wszystkich krzesłach, fotelach, kanapach itd leży sierść i każdy kto chce, może sobie zabrać ją na pamiątkę na swoim ubraniu ;) A kto nie chce, to potem przy wyjściu dostaje wałeczek do wyczyszczenia się.
31 lipca 2014 o 22:01 ·W czasie świąt odwiedził nas mój brat przyrodni. Rzadko zakłada garnitur no ale święta.. ;-) Więc przyszedł w pięknych czarnych spodniach. Niestety zapomnieliśmy zdjąć poduszkę z krzesła, na którym przesiaduje Tosia vel Biała. I mój brat wygodnie się na niej rozsiadł. Na poduszce of course ;-)) Nie mieliśmy odwagi mu powiedzieć o zmianie koloru tylnej części jego spodni :-))
1 sierpnia 2014 o 09:25 ·A ja mam w domu dwa bieguny. Starszy, siedmioletni Maniek adoptowany dwa lata temu nawet pazura za próg nie wystawi, a wielu naszych znajomych zna go tylko z opowiadań. Nikt go nie widział. Młodszy, roczny Pimpek, który – mimo że znaleziony w piwnicy jako 4-miesięczny brzdąc – chyba nie ma za sobą jakichś traum, łasi się podlec do każdego, kto tylko wejdzie do domu. Łasi, ociera, brzuch do głaskania wystawia i zalotnie grucha. Postanowiłam, że przy najbliższej okazji przeprowadzę kontrolowany eksperyment. Tk do końca korytarza. Kurier albo inna obca osoba weźmie toto pod pachę i sobie pójdzie. A ja popatrzę, kiedy się małe toto zorientuje, że dom swój ukochany opuszcza. O ile w ogóle..
10 grudnia 2014 o 22:42 ·