W naszym domu od niedawna funkcjonują nowe pojęcia – „hubaizm” i „hubinacja”. Nie możemy zdecydować, które z nich nam bardziej odpowiada, więc używamy ich wymiennie.
Nie bez przypadku są ostatnio nagminne. Nie znamy jednak przyczyny takiej zmiany w zachowaniu Rudych, ale fakt jest jeden: oboje stali się bardziej przylepni. Kiedy tylko usiądziemy z O. na kanapie, na przykład z zamiarem obejrzenia filmu, one za chwilę są tam razem z nami. Skradają się dyskretnie lub śmiało wskakują na kanapę i próbują zapuścić korzenie. I częściej niż przyrośnięcie „obok”, wybierają to „na”. Na nas.
Wyrastają niczym huby. W najlepszym wypadku miejscem zaczepu są uda, w najgorszym – klatka piersiowa. Wtedy kot (huba) instaluje się mniej więcej na wysokości naszych oczu i o oglądaniu filmu możemy zapomnieć. Co ciekawe – jeśli na kanapie jestem sama, Rysiek zwykle wybiera ten najczarniejszy scenariusz, pozbawiając mnie możliwości wykonywania jakichkolwiek czynności (innych niż obcowanie z hubą). Jeśli jednak na kanapie jesteśmy razem z O., Rysiek najchętniej zajmuje takie miejsce, które pozwoli mu mieć łączność i czerpać z nas obojga. Ładuje się na przykład między mną a O. na wysokości naszych bioder, albo pomiędzy naszymi głowami. Jeśli wymaga to przeciskania się i rozsunięcia nas od siebie, po prostu robi sobie miejsce tam, gdzie go dla niego nie było. Żaden problem. I koniecznie musi mieć kontakt cielesny z każdym z nas.
Postanowiłam zaczerpnąć trochę wiedzy na temat hub. Występują ich dwa rodzaje – saprotrofy i pasożyty. I tak jak saprotrofy czerpią energię z obumarłych części innych organizmów, tak pasożyty czerpią korzyści ze współżycia z innymi ogranizmami, podczas gdy te, zwane żywicielami, ponoszą tylko szkody. Jak to jest w naszym wypadku? Dopóki Rude nie przyrosną nam na stałe i pozwolą nam w miarę normalnie funkcjonwać, nasze współżycie możemy nazwać symbiozą. Taką, z której czerpią wszyscy, nie wchodząc w dyskusję, kto bardziej…
Tylko czy taki rodzaj relacji z hubą w ogóle występuje w przyrodzie? Czy może właśnie odkryliśmy nowy gatunek huby, który taką formę współżycia preferuje?
Drodzy Państwo, poznajcie hubus catus, potocznie zwany przez nas hubinatorem. Albo po prostu hubą.
Zdjęcia: Maciek Stefański / chwilamoment.com / futrografia.pl
Ech moja huba, upodobała sobie wchodzenie na operowane w kolanie miejsce i jak śmiem zasłonić nogę ręką to obraża się na cały dzień. Ciekawe, czy czuje, że coś tam się dzieje i chce ogrzać, czy instynkt drapieżnika próbuje mnie dobić, przez śmiertelne podrażnienie?
4 maja 2013 o 14:15 ·Heh mój Rysiulit ma tak od zawsze ale z taką częstotliwością że nieraz muszę odmówić. Pozdrawiam przepiękne Rudości:-)
4 maja 2013 o 14:28 ·moja kotka leży tak samo jak Rysiek, ale z jedną łapką wyciągniętą w kierunku szyi, na szczęście upodobała sobie tylko moją mamę :)
4 maja 2013 o 15:22 ·Oj jak ja Wam zazdroszczę, mój Stig od razu chce uciec, jak tylko się go weźmie na ręce, a jak się obok niego położę, to natychmiast zmienia miejsce :(
4 maja 2013 o 16:00 ·bosz gdyby Malina tak choć na chwile sie przytuliła ,ale by fajnie było ;P
4 maja 2013 o 17:05 ·U nas też można zaobserwować występowanie tego nowego gatunku. Koty od jakiegoś czasu nagminnie nas obsiadają, kiedy tylko zasiądziemy na kanapie :) A jak jemy obiad, to wsadzają nam głowy pod pachy, żeby trudniej było machać widelcem :)
4 maja 2013 o 17:11 ·A co z przypadkiem hubus catus ugniatantus? Nie dość ,że się przykleja, to jeszcze ugniata….Oj, ugniata…
4 maja 2013 o 17:42 ·Mój biszkoptowy Draganio bardzo lubi takie pozycje ćwiczyć na mojej osobie. Zanim przyjmie jedną z pozycji (my na nie mówimy „brzuchole” – na „hubę” nie wpadłam, ale ciekawy pomysł :) ) najpierw musi odbyć się rytuał gniotów. Nasz drugi koteczek Aurorka ćwiczy je na swoim ulubionym panie – na moim synku :)
4 maja 2013 o 18:27 ·Moje Mizaste pozdrawiają Marchewkę i Rysia. :)
Okład z kotka :) Mój ulubiony :D
4 maja 2013 o 18:43 ·Rysio z Marchewką – kilkanaście kilogramów szczęścia!
4 maja 2013 o 19:19 ·Moje huby wyrastają przede wszystkim nocą. Sypiają najczęściej w tym miejscu, które w danym momencie sprawia problemy zdrowotne. Nazywam je zatem kotami terapeutycznymi :). Szczególnie Miśka w tym przoduje, ale Supeł jest pojętnym uczniem i widzę, że ją naśladuje. Bez wątpienia łagodzą bóle, tylko że ze zmianą pozycji jest gorzej :(. Czy możesz napisać mi, czym karmisz Rudych? Supełek ostatnio bardzo źle reaguje na karmę w saszetkach whiskas. (rozwolnienie). Miśka, nie. Moje futrzaczki dostają rano i wieczorem po małej porcji mokrej karmy (jedna saszetka na dwoje), a w ciągu dnia po paru groszkach suchej. Może coś źle robię, ale dotąd nie było problemu. Supeł waży 3600, a Miśka 5000. Ściskamy wszystkie łapki.
5 maja 2013 o 09:15 ·Whiskasa robisz źle… Tak jakby karmić się samym makdonaldem… Poszukaj czegoś choć trochę lepszego, nie wychodzi wcale dużo drożej. Powodzenia!
6 maja 2013 o 07:46 ·czyli hubus catus terapeutus :D Audrey60, co do karmy – przede wszystkim Whiskas to karma typu fast food… dokładnie tak jak napisała Shenn. Mają kiepski skład, nie zawierają chyba prawie w ogóle mięsa, a zboża, podczas gdy koty są mięsożercami. Ja nie karmię idealnie (idealny to może byłby dobrze zbilansowany BARF?), ale serwuję Rudym suchą i mokrą karmę, tylko lepszej jakości. Próbowałam już różnych (raczej Rude próbowały) i znowu wróciłam do Royal Canin. Może to nie jest też najlepsza karma, ale skoro weterynaryjna, to chyba jednak dobrze opracowana. Chociaż informacji o % zawartości mięsa na opakowaniu nie ma… Jednak Rude ją lubią i nie mają żadnych problemów żołądkowych po niej. Teraz dajemy nowość czyli RC Neutered Satiety lub Weight Balance, w wersji suchej i mokrej. Z tym że Marchewka w ogóle nie lubi niczego poza suchą karmą, więc Rysiek zawsze zjada po niej mokre, z którego ona wypija tylko część płynną, no chyba że karmimy ją łyżeczką, to skubnie więcej… ;)
6 maja 2013 o 15:03 ·A może próbować karmić przede wszystkim suchą karmą? A mokrą tylko raz na jakiś czas? Odkąd pojawił się w domu Supeł, karmy nie idzie dwa razy tyle, ale cztery razy :(. A Supełek ciągle jest jak koń wyścigowy, chudziutki ;(. Magdo, a może zrobiłabyś taki wpis o karmach i wymieniłybyśmy się wszystkie doświadczeniami na ten temat? Może wyszedłby z tego jakiś złoty środek ;)? Pozdrawiam serdecznie.
7 maja 2013 o 10:23 ·Audrey60 – może to wina karmy, jej jakości? Przy dobrych karmach mała ilość odpowiada potrzebom, przy tych śmieciowych, koty jedzą dużo, ale to nie znaczy, że mają dostarczane odpowiednie składniki, które zapewnią im prawidłowy wzrost i masę. Proponuję zmienić karmę na taką lepszej jakości, natomiast nie rezygnowałabym chyba z mokrej… Ja też kiedyś dawałam kotom tylko suchą, ale nasza ostatnia wetka powiedziała, że jednak mokra karma to dostarczona woda, co jest ważne zwłaszcza w przypadku kastratów. Ja jeszcze rozwadniam im karmę przed podaniem i dostają taką zupkę. Inna wetka radziła surowe (przemrożone) mięso wołowe + suchą karmę. Tak więc myślę, że suche to trochę mało i może chociaż co drugi dzień warto serwować mokrą karmę? Albo mięso? Kiedyś wywiązała się ciekawa dyskusja na temat karmienia kotów na naszym Facebooku, może warto ją przytoczyć jeszcze na blogu i pociągnąć temat? Tak pewnie niedługo zrobię :) Pozdrawiamy ciepło!
7 maja 2013 o 19:00 ·Haha! Ale Marchew ma fajną naburmuszoną minę ;DD
Moja huba wyczekuje wieczora, kiedy do łóżka kładę z książką lub laptopem ;)))
ps. fajną koszulkę masz – gdzie takie dają? ;)
5 maja 2013 o 13:33 ·Zemfiroczko, ta została zakupiona (nie dają, nie dają) w River Island ;)
14 maja 2013 o 13:17 ·Hehe, mi najbardziej się pobadają te zdjęcia na których huby wyrastają STADAMI :)
5 maja 2013 o 19:48 ·Takie kilka kg na klatce nie tylko uniemożliwia obejrzenie filmu, ale nie ułatwia też oddychania- coś o tym wiem :)
6 maja 2013 o 14:37 ·Amazing sweet photos!
6 maja 2013 o 21:46 ·Czy wszystkie rude tak mają ? :) Bo jak bym czytała o moim Rudusiu :)
7 maja 2013 o 11:14 ·