Moja siostra nie mieszka w Polsce, jakiś czas temu wyprowadziła się daleko stąd. Dlatego między jednym a drugim spotkaniem, które są teraz dość rzadko (zbyt rzadko!), muszą nam wystarczać rozmowy na skypie.
Od niedawna A. jest mamą (a ja ciotką!). Ma malutką i uroczą córkę o dużych oczach i słodkim uśmiechu. Kiedy dzwonię do A., na monitorze zwykle pojawiają się obie, bo A. karmi lub niańczy Małą.
Podczas jednej z tych rozmów zorientowałam się, że siedzę z Marchewką na kolanach i wymierzoną w nią kamerą. Zdałam sobie też sprawę, że to nie Marchewka przyszła do mnie, a ja poszłam po nią i usadziłam przed komputerem.
I tak siedziałyśmy sobie we cztery, rozmawiając (we dwie) o tym co słychać u nas i u naszych… maleństw.
No dobra, przyznaję! Ja też traktuję mojego Aleksandra jak dziecko ;) Często przecież tak bywa, że zwierzęta zastępują małych ludzi.
24 listopada 2012 o 21:23 ·Ha! Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam :) Cieszę się, że wymogłam ten macierzyński coming out! :D
24 listopada 2012 o 21:27 ·Zastępstwo zastępstwem, mnie się zdaje, że jedne i drugie istoty wzbudzają podobne uczucia. I poczucie odpowiedzialności za nie. Ot co :)
a właśnie! Biorąc pod uwagę dietę Aleksandra, to u Ciebie odpowiedzialność jest na najwyższym poziomie! :)
24 listopada 2012 o 21:28 ·Po Twoim poście złapałam się na tym, że ja także traktuję Tadka jak swoje dziecko :D Dziwne jest jednak to, że Mocha była pierwsza a ma status tylko kota.
24 listopada 2012 o 21:40 ·Dziwne jest przede wszystkim to, że oboje nie mają tego samego statusu ;)
25 listopada 2012 o 23:24 ·No wiesz, staram się być świadomą i odpowiedzialną matką ;)
24 listopada 2012 o 21:52 ·dokładnie, nie jest ważne, czy to ludzkie, czy kocie dziecię, bo za każde jesteśmy odpowiedzialni, a one na nas polegają :)
24 listopada 2012 o 22:21 ·Jak mój Tygrysek był jeszcze malutki to mówiłam na niego „moja dzidzia” albo maleństwo. Jak przynosił mi zabawkę do aportowania o 4 rano to się z nim bawiłam. Jak się budziłam w nocy a jego nie było ani widać ani słychać to wstawałam żeby sprawdzić gdzie jest i co robi. Teraz to już 2 letni kocurek zajęty głównie swoimi kocimi sprawami. ;) Obecnie mam trzy koty ale nie wyobrażam sobie już życia bez nich mimo że mnie czasami wkurzają. Są niesamowite. Nie mówią ale świetnie potrafią się z nami komunikować. Uwielbiam jak biegają, tarmoszą się nawet jak hałasują w środku nocy. Nie mam własnych dzieci. Podejrzewam że z dziećmi jest podobnie, chociaż wolę hałas moich kotów niż hałas cudzych dzieci. ;P
24 listopada 2012 o 23:37 ·Hałas cudzych dzieci jest trudny do zniesienia, hałas własnych kotów może być nawet przyjemny ;)
25 listopada 2012 o 23:28 ·Hmmm, coś w tym jest, ja też swoje dt traktuje jak prowadzenie ludzkiej rodziny zastępczej :D
25 listopada 2012 o 09:53 ·oczywiście, że moja Mollka jest moją dziecinką :-) nie udała się nawet dokocenie, bo Mollka była przerażona obecnością koci. Także pozostanie już chyba jedynaczką. Bardzo przejęłam się jej stanem psychicznym po przyprowadzeniu kociczki, bo Molly była tak przerażona, że nie chciała wejść do swojego pokoju a co gorsze nie dawała mi się nawet dotknąć, uciekając przede mną. Chciałam mieć drugiego kota, ale zdrowie psychiczne i samopoczucie mojej kizi-mizi jest dla mnie najważniejsze. Kotka jest teraz mieszkanką Pruszkowa i ma dwie kocie koleżanki i jedną psią i wszystkie stworzenia ją przyjęły :-))))))))
25 listopada 2012 o 13:44 ·A jak długo Molly była z nową kotką? Może zbyt krótko? Dokocenie zwykle na początku jest trudne…
25 listopada 2012 o 23:29 ·na pewno zbyt krótko, bo tylko dobę, ale stary nie chciał sie zgodzić na drugie futro. masakra! że też se takiego męża wybrałam, z którym się musze bić o zwierzaki…no cóż rychło w czas jakby to powiedzieć. Uważa, że jeden kot nam w zupełności wystarczy a wszystko co jest ponad jedno zwierzę to już zoo w jego mniemaniu – tragos! Reasumując wybierajcie sobie „stałych” partnerów futrolubnych tak żebyście były naprawdę happy z posiadania np. dwóch kotów, kota i psa, kota i królika itp itd
27 listopada 2012 o 16:50 ·Magda,
25 listopada 2012 o 13:46 ·Cieszę się, że wróciłaś do swojego kolorku (chyba są nawet ciemniejsze), ale wyglądasz suuuper! :-)
Jeszcze nie wróciłam, to akurat stare zdjęcie ;)
25 listopada 2012 o 23:29 ·a już myślałam, że było farbowanko z serii : powrót do przeszłości :-)
27 listopada 2012 o 16:52 ·Równowag być musi – siostra z córką, Ty z Marchewką:)
26 listopada 2012 o 11:06 ·Mój Marcel to synuś włochaty (kiedy żył Hugon też tak go nazywałam), teraz od sierpnia jest i włochata córcia Gienia:)