Zazdrość uważana jest za oznakę słabości, krępujące uczucie towarzyszące osobom o niskim poczuciu własnej wartości. Czy to znaczy, że nie powinno się do niej przyznawać, a tym bardziej głośno o niej mówić? Czy milczenie jest rozwiązaniem, skoro jest to uczucie, które chyba nikomu nie jest obce?
Miałam być skrzypaczką.
Ja się do niej przyznam tu i teraz: zazdroszczę ludziom, którzy mają zdolności manualne. Potrafią pięknie rysować, dziergać, szyć, lepić. Po prostu tworzyć. To nawet nie tyle o manualne umiejętności tutaj chodzi, co o proces tworzenia. Własną twórczość, której efekty widać gołym okiem albo „słychać uchem”. Śpiewać i porywać swoim wokalem też chciałabym umieć. Artyści są w jakiś sposób atrakcyjni i charyzmatyczni. Kiedyś były plany związane z muzyką wobec mojej osoby. Choć nie wokalne, to jest to historia z wokalem w roli głównej. Wiele lat temu Moja Rodzicielka chciała widzieć mnie ze skrzypcami. Wiecie, ta wygięta szyja, oparty o skrzypce podbródek, te palce zgrabnie poruszające się po strunach, ta dłoń wprawiająca w płynny ruch smyczek, który dotykając strun wywoływał pożądany dźwięk. Rodzicielka zaprowadziła mnie do szkoły muzycznej celem weryfikacji swojej wizji, gdzie na wstępie poproszono mnie o zaśpiewanie piosenki. Dzięki temu wszyscy zaoszczędziliśmy swój czas, bo proces weryfikacyjny szybko się zakończył. Nigdy nie będę jak Adele. Nie muszę dodawać, że brak słuchu wykluczył (nie moje) marzenie o (mojej) brodzie na skrzypcach? Zatem Vanessą Mae też nie będę.
Prawdopodobnie nigdy też nie będą jak Kasia, która tworzy Terakoty, nie potrafię tak rysować. Czy tego w ogóle można się nauczyć, czy wymaga to talentu, z którym trzeba się urodzić? Kiedyś, lata temu, mając ich może 10, malowanie sprawiało mi wielką przyjemność. Przyjaźniłam się wtedy z córką artystów, spędzałyśmy dużo czasu razem, między innymi jeżdżąc w plener i tam przenosząc przyrodę na płótno (pamiętam zwłaszcza namalowaną przez siebie dziewannę). Tworzyłyśmy ekslibrisy z ziemniaka, prowadziłyśmy zielniki, wyklejałyśmy albumy ptasimi piórami. Tyle czasu minęło, a ja to wszystko wciąż pamiętam i chętnie do tych wspomnień wracam. Zawsze byłam też piątkową (wtedy chyba jeszcze nie było szóstek?) uczennicą z plastyki. Ale czy kiedyś nie było tak, że z plastyki piątkę miał każdy?
Bardzo cenię twórców, którzy czymś się wyróżniają.
Wrócę do Kasi i jej Terakotów. Nie pamiętam już kiedy i jak trafiłam na jej rysunki. Może przez jej Pikselowo? Pamiętam natomiast, że ujęły mnie jej rumiane koty. Rumiane, bo ozdobione kolorowymi rumieńcami na polikach. To Kasi znak firmowy, większość jej kotów (a także niektóre inne postacie) posiada czerwone lub w innym kontrastowym kolorze pąsy. Bardzo cenię twórców, którzy czymś się wyróżniają. Potrafią dodać do swoich prac taki charakterystyczny element, który odróżni ich od innych. Te rumiane koty i barwne – raz soczyste, innym razem pastelowe kolory – to znak rozpoznawczy Terakotów. Próbowałam nawet zinterpretować znaczenie tych rumieńców. Może autorka chciała w ten sposób podkreślić fakt, że koty wnoszą do naszego życia tyle barw, że aż wypieków można dostać? Albo uznała, że kot ma w sobie tyle fantazji, tak nieosiągalną dla człowieka wyobraźnię, że gdyby nie kryło go futro, to cały czas chodziłby zarumieniony z wrażenia? Kto wie ;) Może Kasia tutaj zajrzy i sama nam coś więcej na ten temat powie.
Tak się cudownie złożyło, że Terakotowa Kasia narysowała niedawno Ryśka i Marchewkę. Moje Rude zostały wyposażone w piękne rumieńce.
A tutaj zdjęcie, które było inspiracją.
Ja jestem zachwycona efektem. Rude są bardzo do siebie podobne, nie można ich pomylić z żadnymi innymi kotami. I tak twarzowo im w tych rumieńcach… :)
Kasia nieprzypadkowo tworzy właśnie kocie rysunki. Sama jest posiadana przez kotkę Milę – poniżej znajdziecie kilka jej zdjęć i wspólny portret.
Poprosiłam też Kasią o kilka słów o Mili i ich wspólnej relacji.
Mila to miłość od pierwszego wejrzenia! Wybrała nas sobie wtedy, gdy przypadkowo – razem z siostrą i mamą – weszłam do niepozornego sklepu zoologicznego, w którym nigdy przedtem nie byłam. Właścicielka sklepu przygarnęła bezpańską kotkę, która wkrótce obdarowała ją licznym przychówkiem. W jednej chwili zakochałyśmy się w jednym maluchu – trzykolorowej kotce, która intensywnie się w nas wpatrywała, podczas gdy reszta rodzeństwa wesoło baraszkowała z matką w kojcu. Niestety wszystkie kociaki z miotu zaraziły się chorobami matki i Mila znalazła się w naszym domu razem z kocim katarem, odwodnieniem, zapaleniem spojówek i innymi przypadłościami, które leczyłyśmy jeszcze wiele dni! Dzisiaj, po 8 latach, nikt nie poznałby tamtego zabiedzonego, ciężko chorego kotka w tej pięknej dużej kocicy.
Mila z racji wrodzonego dostojeństwa, wdzięku, ale i dystansu, z jakim przyjmuje hołdy oraz (nie ukrywajmy) nieco zbyt bujnych kształtów, często nazywana jest przez nas Baronową. Można śmiało powiedzieć, że jest kotką pracującą i żadnej pracy się nie boi! Od samego rana ma pełne łapy roboty, bo przecież trzeba doglądać osiedla przez każde z czterech okien, pozaglądać do ulubionych szuflad, sto razy przeciągnąć się na drapaku, wielokrotnie w ciągu dnia, sprawdzić stopień czystości wanny, łapać prosto do pyszczka kropelki z kuchennego kranu, choć te szyderczo kapią w sobie tylko znanym rytmie.
Jeśli ludzie faktycznie dzielą się na „psiarzy” i „kociarzy”, zdecydowanie należę do tej drugiej grupy. Lubię koci charakter, odpowiada mi usposobienie kotów, ich humory i fochy. Z kotami nigdy nic nie wiadomo! Niekiedy są dostojne i tajemnicze, a innym razem figlarne i śmieszne. Są też bardzo pomysłowe, nieprzewidywalne i
zawsze mają własne zdanie. Chyba mi tym imponują. Rysowanie kotów dostarcza również wiele radości i pozytywnych emocji (zupełnie jak głaskanie kota!).
Zajrzyjcie koniecznie do Terakotów – zobaczycie tam prace Kasi, możecie także przejść do jednego ze sklepów, w których znajdziecie produkty z Terakotami – od broszek, magnesów i pocztówek, przez eko torby, po poduszki i t-shirty. Wszystkie rumiane :)
Piękne rysunki .
26 marca 2014 o 20:56 ·O, a w kwietniu w Kocich Sprawach rozmawiamy z Kasią właśnie!
26 marca 2014 o 21:26 ·Super, bo ja czytam Kocie Sprawy, więc napewno kupię kwietniową gazetkę.
29 marca 2014 o 20:57 ·Mila bardzo piękna dziewczyna. Podoba mi się Kasi kreska. Koty jak żywe :) Od jakiegoś czasu zaglądam :) Ewa
26 marca 2014 o 21:36 ·mam znajoma, ktora twierdzi, ze rysowac mozna sie nauczyc, wiec do dziela, nic straconego! :) a Terakotowe koty mam na przypinkach :D
26 marca 2014 o 22:22 ·Piękne Rude jak żywe.
27 marca 2014 o 07:24 ·Już od dawna jestem zauroczona i mam bzika na punkcie Terakotów. I również mam własnego, niebieskiego Terakota od cudownej i utalentowanej osóbki, jaką jest Kasia.
Buziaki w rude pysie z rumieńcami.
Bardzo dziękuję za miłe słowa! :) Jestem bardzo szczęśliwa, że portret się podoba (mam nadzieję, że Rudym również przypadły do gustu ich terakotowe podobizny), a Terakoty dostały jeszcze większych rumieńców z radości!
27 marca 2014 o 08:19 ·Kasia, wygląda na to, że Rudym i Terakotom rumieńce od tych wrażeń już nigdy nie puszczą ;) (Czy się podobały?! Pytanie! Przecież ja mam w domu dwa rude narcyzy :D).
7 kwietnia 2014 o 23:07 ·czytałam Kocie Sprawy i super wywiad + rysunki [szczególnie Kot pocztowy i Tajny Kot ]pozdrawiamy Ryśka i Marchewkę …..ależ fajnie sie czyta
6 kwietnia 2014 o 20:21 ·[zarumieniłam się niczym terakoty Kasi] ;)
7 kwietnia 2014 o 23:03 ·a ja czekam na tapeté na kwiecień
7 kwietnia 2014 o 10:11 ·w tym miesiącu niestety mamy opóźnienie, komputer O. szwankuje… prosimy o cierpliwość, tapeta na pewno będzie!
7 kwietnia 2014 o 23:04 ·Kasiu, tapeta na kwiecień już jest :) http://rudomi.pl/index.php/2014/04/tapeta-kwiecien-2014/
9 kwietnia 2014 o 21:09 ·Mała edycja w tekście – zmieniłam wokalistkę, bo właśnie Adele miałam na myśli, a nie Amy Winehouse, którą omyłkowo wpisałam wcześniej. Obie na pewno bardzo utalentowane wokalnie, tylko Amy zakończyła już swoją karierę i życie :(
13 kwietnia 2014 o 20:48 ·