Kociarze rodzaju męskiego. Jawni, bez cienia wstydu obnoszący się ze swoim kociolubstwem i tacy ukryci, wielcy sympatycy futrzastych stworzeń, ale bez odwagi czy potrzeby afiszu.
Ilu może ich być? Pewnie niewielki procent w kociolubnej społeczności.Weźmy takiego O. Zanim poznał rudzielce, koty widywał pewnie tylko na monitorze. Sytuacja, w której znalazł się, była dla niego czymś absolutnie nowym i nieznanym. Zaryzykuję przytoczenie krępujących faktów. Kiedy O. pojawił się w moim domu, był już tam Rysiek. Rysiek najwyraźniej nie od razu poczuł do O. miętę. Przyjął obecność O. za zło konieczne, co dość dotkliwie zaznaczył. Raz na odzieży O., innym razem na łóżku, na którym obydwaj siedzieli. Panowie mieli trudność z odnalezieniem się w nowej sytuacji i zaakceptowaniem siebie nawzajem. Z tą różnicą, że O. nie dawał temu wyrazu. Wzajemne oswajanie nie trwało jednak długo. Kłopotliwe niespodzianki nie powtórzyły się więcej.
Jak to wygląda dzisiaj?
Inaczej. Optymistycznie. Teraz panowie znają się już doskonale, darzą obopólnym szacunkiem i… co najmniej lubią (choć ja uważam, że jest między nimi coś więcej). Relacja między O. i Marchewką wygląda bardzo podobnie. O. zna zwyczaje rudych, ich zachowania, wciąż zaskakuje mnie jego umiejętność obserwacji. Potrafi przewidzieć ruchy każdego z kotów, ich reakcje, odgadnąć nastroje. A za troskliwą opieką kryje się najwyższe poczucie odpowiedzialności.
Czym jest kociarstwo O.? Nabytym wraz ze mną inwentarzem, który stał się chcąc nie chcąc częścią codzienności? A może to piękna więź, która narodziła się przez przypadek, a jej konsekwencją jest nieprzeciętna wrażliwość w stosunku do kotów?
Czy w ogóle możemy nazwać Go kociarzem?
Ocenę zostawiam samemu O.
A wszystkich panów, którzy nie boją się zaprezentować od tej lepszej strony, zapraszam na specjalnie poświęconego im bloga.
Mojego R. również cechuje kociarstwo nabyte ;-) Nigdy nie miał kota, do kotów podchodził raczej obojętnie – a tu nagle w nasze progi zawitała mała przybłęda. Rok później pojawiła się druga – i R. szybko stracił dla niej głowę. Dziś jest odpowiedzialnym opiekunem dwóch kapryśnych szylkretek :-) Najbardziej bawi mnie to, że właściwie nie wyobraża sobie, jak można mieć mieszkanie, a nie mieć kota ;-)
P.S. Pozdrowienia dla rudzielców!
15 listopada 2010 o 20:44 ·Ja nie wiem na czym to polega. Większość kotów, które u nas były i są upodobały sobie Tatę na kompana. Razem siedzą na jednym fotelu, razem drzemią na kanapce razem działają na podwórku:) Koty łażą za Panem, a on za nimi.
15 listopada 2010 o 21:07 ·Kobieta na fotelu nie robi na Kotach żadnego wrażenia chyba, ze akurat coś je ;)
Jedynie Kota od fotela z Panem woli parapety i poduszki, ale to już zupełnie inna historia…
Ja mam szczęście posiadania kociarza wrodzonego, swoją kotkę przyniósł do domu jak obydwoje byli jeszcze mali i dorastali sobie razem, a teraz jako jeden z nielicznych zachwyca się szaleństwami mojego kocura ;) (jest on, kocur znaczy się, szalony strasznie)
15 listopada 2010 o 21:57 ·Kocham psy i koty, choć kociarz ze mnie bardziej nabyty. Stanem idealnym było kilkuletnie uczucie ogromnej pół-dzikiej kocurki i mojego owczarka niemieckiego. On wył za nią, a ona zadziornie podgryzała go pod brodą :)
15 listopada 2010 o 23:07 ·Mój obecnie już były TZ pokochał moje koty miłością wielką. Kotkę, jak tego ona wymaga, szanował, nosił na rękach i miział pod bródką. Kocurka ku jego wielkiej uciesze dręczył, męczył, turlał i tarmolił za wystające części ciała, za co ów odwdzięczał mu się namiętnym udeptywaniem kolan, pleców, brzucha i czego tam tylko dosięgnął, mrucząc przy tym zapamiętale.
16 listopada 2010 o 08:36 ·Myślę, że moje koty i mój były tęsknią za sobą :(
Jejku, jak fajnie, że dzielicie się swoimi doświadczeniami. Obawiałam się, że kobiety nie będę chciały mówić o kociolubnych mężczyznach (ciekawe dlaczego?), a mężczyźni co najwyżej przeczytają, skomentują pod nosem i tyle. Temat zostanie przemilczany.
16 listopada 2010 o 12:30 ·Może dość subiektywnie, ale uważam, że O. już dawno został kupiony przez rude. Owszem, nie pozwala im na wszystko, tak jak robię to ja, ale chyba dzięki temu szanują Go i stawiane przez niego granice. Ja równam się brak respektowania jakichkolwiek zasad przez koty. Coś za coś.
Aha, i ostatnio jestem cholernie zazdrosna! Marchewka odpowiada na zaczepki słowne O., na moje nie. W ogóle uważam, że kocie kobiety zdecydowanie preferują mężczyzn! Małpy, nie kocice ;-)
Zgadzam się: kocice (a przynajmniej moje) preferują mężczyzn. Foch ;-) Jak bym się nie starała – koci dar miłości został złożony Osobistemu, a ja jestem od karmienia, grzebania w kuwecie i kiedy nie ma Osobistego – no ewentualnie do miziania się nadam.
16 listopada 2010 o 13:42 ·Mery, brutalna prawda. Co gorsza – my jesteśmy tego świadome i dalej staramy się ;-)
16 listopada 2010 o 14:26 ·5-ta nad ranem, wstaję po wodę. W kuchni dym i R. Zatrzymuję się w progu pokoju i podsłuchuję…
16 listopada 2010 o 15:20 ·słucham…
R:”Gandzia, ale takie koteczki małe to nie palą”
G:”miauuuu”
R:”ale nie bo to szkodzi. I w ogóle od dziś nie wolno!”
G:”miauuuuuu”
R:”wody się napij kochana, już Ci odkręcam. No nie pchaj się pod tego papierosa”
G:”miauuuuu”
R:”fontannę Ci zamontuję i ta woda będzie Ci tak fajnie lecieć! ”
G:”miauuuuuuuuuuuuuu”
R:”no dobra, już gaszę.”
rozmowa R. który pali mnóstwo i pali od lat, z kotem szarym. Od kotów podobno woli psy ;)
Wróciłam spać. Do pustego łóżka. Bo oni sobie miałkali w kuchni. Ta wredna małpa z tym, co kocha psy ;)
Basia – dzięki za śmiech do łez :D
16 listopada 2010 o 15:27 ·Ech, te ich dialogi! Chociaż O. raczej porozumiewa się z nimi w kocim języku ;-)
no dobra, czasem to wygląda tak:
16 listopada 2010 o 15:42 ·R: ” dzień dobry kocie Williamie”
……….
R: ” hmmm to które pogada?, miauuuuuuuuuu”
……….
R:” hmmm….”
G:”miau miau miau!”
R:””cześć kocie gandziu, miauu”
G:”miauuuuuuuu”
R:”o!!!!! miauuuuu!”
G:”mrauuuu!”
R:”bumsasz kochana? miauuuu”
G:”mrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr”
…..
no i tak to wygląda ;) ten, co psy woli ;)
A ja i kot William mamy czas dla siebie. Bo to facet jest i gada tylko ze mną;)
Jak musi rzecz jasna ;)
Ja nigdy nie miałam w domu zwierząt, oprócz chomików i rybek. Kociarstwem się zaraziłam od mojego faceta, który kiedyś do domu przyniósł małą Ninę, bo go koleżanka namówiła ;) Nieco ponad rok temu wzięliśmy małego Rysia. I nie wyobrażam sobie teraz mieszkania bez kotów! To musiałoby być smutne ;)
23 listopada 2010 o 14:04 ·A mój J. udziela się na Twoim blogu, ma pokaźny album kocich zdjęć i bardzo lubi o naszych kotach rozmawiać ze wszystkimi… więc jak widać wcale się swojego kociarstwa nie wstydzi :D
Dołączam do grona kobiet z kociarzem nabytym :)
24 listopada 2010 o 14:40 ·mój tata nigdy nie miał zwierząt. Twierdził, ze nie lubi, brudza, sierść gubią…One natomiast zawsze go uwielbiały – to chyba jakaś zasada…Kilkanaście już lat temu w domu pojawił się pies – swoje imię ma, ale najczęsciej zwany jesy córuchną lub po prostu moim imieniem (ja z domu wyprowadziłam siejeszcze przed psem!)Od roku jest kotka – jak babka w schronisku otworzyła klatkę z kociakami wystrzeliła jak z procy i wskoczyła mu na ręce. obecnie kazda rozmowa z tatą zaczyna się tak” A czy ty wiesz, co ta moja kota…..” – tu następuje kilkanaście minut wywodu co kota własnie zrobiła, co lubi, i właściciwe dlaczego tak ;))A ja na urodziny dostałam…transporter dla moich kotów – bo taki śliczny ;))Czyli są tacy, którzy sami z siebie ;)
4 grudnia 2010 o 15:51 ·Kiedyś zachowywałem dużą rezerwę wobec kotów.
15 grudnia 2010 o 01:20 ·Potem zamieszkał u mnie jeden futrzak. Gdy spotkałem moją ukochaną – zrobiło się stadko 4 kotów. Przy jednym kocie można pozostać kociarzem-amatorem. Prawdziwie wsiąknąć w futra – ale z przyjemnością :-) – najłatwiej przy kilku kotach.
(Teraz kotów mamy więcej…)
TZ wychował się bez zwierząt, ale wchodząc w moje życie pokochał z początku psa rodziców, a później kotkę jakiej zdecydowaliśmy się dać dom. Teraz mamy trzy koty, a on ma bodajże większego niż ja fioła na ich punkcie:)
15 grudnia 2010 o 23:04 ·Przyznam szczerze, że mam absolutną słabość do kociolubnych mężczyzn… Obawiam się, że pierwszy, który przyniesie mi do domu jakąś kocią bidę, stwierdzając, że nie mógł przejść obojętnie… zostanie przeze mnie adoptowany na zawsze;) I zasada tu jest prosta: im biedniejsza (brudniejsza, bardziej śmierdząca, chora i ogólnie nie zapraszająca do dotykania;) etc) bida tym większa chęć do adopcji mężczyzny;)
20 stycznia 2011 o 14:56 ·Orchidka, kotolubny mężczyzna to mężczyzna idealny, zgadzam się w 100% :-)
25 stycznia 2011 o 00:14 ·A jeszcze taki wrażliwy, współczujący – ze świecą szukać ;-)
Mój na szczęście kociolubny już z domu – niestety ze swoją koteczką się rozstał jadąc na studia, podobnie jak ja. Ale do tej pory śpi z nim jak przyjeżdża w odwiedziny. Teraz chcielibyśmy się „okocić”, ale tryb życia nie bardzo na to pozwala – ciągle samoloty i zmiany kraju – więc jeszcze czekamy ;)
8 kwietnia 2011 o 09:40 ·Pomyśleć, że poprzedni miał alergię na koty… Całe szczęście wymieniłam na kociolubny model ;))
Inwentarz nabyty :) sztuk 2 mój A. przyjął wyjątkowo z otwartymi ramionami. Dwóch Kocich facetów – podejrzanie (co dziwne, bo zawsze uciekały od obcych) – tym razem zbyt blisko (podejrzewałam zdradę i zmowę kotowatych).
14 lutego 2013 o 20:57 ·Cudne chwile, te początki poznawania się.
Ale żeby A. czuł się naprawdę dobrze pojawił się piąty (!) członek Rodziny, taki już „Nasz”, nie tylko mój kolejny Futer :P 2+3 ot taka Rodzinka..