Nigdy nie ukrywałam tego, że traktuję swoje koty jak członków rodziny. Nigdy też nie bałam się powiedzieć o nich „dzieci”, a o sobie „matka” lub „macocha”. I nie dlatego, że moja relacja z nimi jest identyczna jak ta człowieka z potomkiem czy w ogóle człowieka z drugim człowiekiem. Zdaję sobie doskonale sprawę z różnic. Po prostu uważam, że spoczywa na mnie dokładnie taka sama odpowiedzialność jaka spoczywa na rodzicu.
Rude nie pójdą do szkoły, nie będę pomagała im w odrabianiu lekcji, nie poznam ich kolegów ani partnerów, drżąc o nie. Ale będę drżeć za każdym razem, gdy zaniepokoi mnie ich zachowanie i stan zdrowia. Nie przypisuję im wszystkich cech ludzkich, nie szukam na siłę podobieństw. Jednak moja troska o nie i potrzeba zapewnienia im szczęścia i bezpieczeństwa, prawdopodobnie nie różnią się niczym od tych matczynych. Koty nie są substytutem, nie zastępują kobietom własnych dzieci. Czy to powoduje, że nie możemy się tak do nich zwracać, tak o nich mówić? Jeśli kiedyś w moim życiu pojawią się własne dzieci, to czy Rysiek i Marchewka zyskają „rodzeństwo”? Bez względu na określenia, myślę, że Rude staną się strażnikami i opiekunami dla nowego domownika.
Chciałabym też przytoczyć definicję słowa „pociecha”: pocieszenie kogoś w nieszczęściu; to, co przynosi ukojenie lub zadowolenie; pieszczotliwie o dziecku.
Czy kot nie jest takim pocieszycielem? Lekiem na całe zło, jeśli to zło nas spotyka?
Oby wszystkie pociechy, bez względu na liczbę posiadanych kończyn, były zdrowe, szczęśliwe i bezpieczne, dzisiaj i każdego innego dnia.
Łatwizna :-)
1 czerwca 2013 o 15:58 ·Po lewej Rysiek, po prawej Marchew :-)
moi Rodzice, jak nasza kitusia pomiaukuje i nie może znaleźć sobie miejsca w domu, też zawsze mówią: „Iduniu, może pójdziesz do swoich starszych siostrzyczek?” :))
To, co piszesz, to 100% prawdy, przecież to żywe stworzonka, o które trzeba zawsze bardzo mocno dbać.
a Twoje pociechy były rozkoszne i takie pozostały!
1 czerwca 2013 o 15:59 ·czyżby po lewej Rysiek, a po prawej Marchewka?
Witam. Pięknie powiedziane.Myślę dokładnie tak jak Pani i sądzę że każdy kto posiada choć odrobinę empatii w sobie też tak czuje. Wszystkiego kociaśnego dla Pani rudaśnych cudów. (myślę że po prawej z zabawkami to Marchewka-ma takie piękne wielgaśne oczęta,a po lewej Rysiek-ale mogę się mylić ;) )Pozdrawiam.
1 czerwca 2013 o 16:08 ·….co do Pociech, to jestem takiego samego zdania. Mam Córkę i cztery Kotki i to są moje wszystkie Córki.
1 czerwca 2013 o 16:48 ·A moja Córka, jak ja to mówię zyskała trzy Siostry :) I tak już zostanie. To pełnoprawne członkinie naszego
stadka. Pozdrawiam Iwona i Kinga :)
PS. My Stawiamy, ze po lewej Rysiek, a po prawej Marchewka ;)
Pięknie napisana notka. Śliczne zdjęcia :) Jestem ogromną fanką Marchewki i Rysia.
1 czerwca 2013 o 16:50 ·Pozdrowienia przesyłam od Milusi i Maniolo.
Mnie się też wydaje, że po prawej Marchewka a po lewej Rysio. Marchewka ma taki pyszczek wydłuzony. Dla odgadujących poprawnie po jednym cukierku w nagrodę.
1 czerwca 2013 o 16:56 ·Po lewej Rysiek a po prawej Marcheweczka :)
1 czerwca 2013 o 16:58 ·Dla mnie kiedyś Łacia, potem mała i chora Pesteczka a teraz Tofik to moje pociechy! Mam córkę, która czasami z niepokojem zerka jak biorę na ręce Tofika i mówię mu do uszka – no chodź mój kudłaty syneczku ;) a potem mi Julka mówi – mamo, ale wiesz, że Tofik nie jest twoim synem!. Jasne, że wiem, ale to nie zmienia faktu, że kocham go jak każdego członka naszej zwariowanej rodziny! Dzisiaj też mu złożyłam życzenia – a co!
1 czerwca 2013 o 17:06 ·ale słodziaki małe :D
1 czerwca 2013 o 21:28 ·a jeśli chodzi ,które to ,które to po lewej Rysiu a po prawej Marchewka po oczach ich można rozróżnić :D
1 czerwca 2013 o 21:31 ·Rysiek i Marchewka są słodcy ja mam kotka o imieniu Sparrow, Jack Sparrow i chomika jak pokazuje go kotkowi on tak jagby nie ma zamiaru nic z nim zrobić Pani ma fajnego bloga to znaczy mi się podoba moja mama ma alergię na futro ale przytula się ze Sparrowkiem. Moim zdaniem po ewej Rysiek a po prawej Marchewka. Pozdrawiam!
1 czerwca 2013 o 22:15 ·Widać po mince: Marchewka po prawej :)
1 czerwca 2013 o 22:49 ·Dwie kotki i jeden pies i dziękuję za powieszenie tego posta, analogia jest oczywista :)
1 czerwca 2013 o 23:07 ·pozdrawiam
xoxo
http://livingwithpepe.blogspot.com/
Koty to pocieszyciele życia bez względu na to ile się ma lat i czy ma się swoje dzieci czy nie. Czasami spotykam się z ironicznymi docinkami w stosunku do bezdzietnych kobiet/małżeństw, że mają kota lub psa zamiast dziecka i traktują czworonoga jak dziecko. Traktowanie zwierzaka jak członka rodziny to nie zastępowanie nim dzieci, to stan umysłu, szacunku i miłości do niego. W niektórych domach zwierzę traktuje się jak zwierzę, a w niektórych jak członka rodziny. I cieszę się, że należę do tych drugich ;)
2 czerwca 2013 o 01:50 ·Eeee! to proste: po lewej Rysiu, po prawej Marchew :)
2 czerwca 2013 o 11:33 ·Moja pociecha właśnie wyleguje się na parapecie :)
Rozczuliły mnie te zdjęcia! (:
2 czerwca 2013 o 11:41 ·Też obstawiam po prawej Marchewkę, po lewej Ryśka! :)
2 czerwca 2013 o 13:46 ·„Synuś włochaty” tak zwracam się do moich kocurów, od kiedy mam rudą Gienkę, to mówię do niej: „moja druga ruda córeczka”, bo ta prawdziwa farbuje właśnie włosy na rudo:)
2 czerwca 2013 o 14:08 ·I nikomu to nie przeszkadza – kochamy się!!!!
Kuliżanka ;) kiedyś „zażartowała” o moich synusiach. W innych okolicznościach przyjęłabym to za żart. No niestety, był to żart z jadowitym przekąsem. Bo nie mieliśmy wtedy dzieci, no i niestety, towarzystwo przy konsumpcji „żartu” o synusiach było liczne i raczej rechoczące. Bynajmniej nie z powodu %. Koty są i będą bardzo ważne w naszym życiu. Wczoraj miałam „takie cuś” niewiadomo skąd i ból. Przyszły wszystkie koty, zostałam „obłożona” kocim futerkiem (prosimy pamiętać, że żeby kocie futerko działało, ŻYWY kot musi być w środku) nawet tam, gdzie nie bolało. Przeszło. Myślę, że i wibracje z mruczato miały swój udział. Ot, koty! Albo AŻ koty ;)
2 czerwca 2013 o 14:13 ·Od kiedy pamiętam, moje dzieciństwo było związane z kotami.Woziłam koty w wózeczku, dostawałam maskotki – kotki.Teraz mam dwie dorodne rude „maskotki.Kiedy dostałam ataku wyrostka , leżałam w łóżku, czekając na karetkę pogotowia, moje „maskotki” na przemian zlizywały mi łzy z twarzy a kiedy przyjechali ratownicy ,z trudem udało się je wygonić z sypialni. To się nazywa miłość….
2 czerwca 2013 o 16:43 ·„Nie ma nadziei na przyszłość – oświadczył Śmierć.
2 czerwca 2013 o 20:08 ·– Więc co nas tam czeka?
Ja
– Ale poza tobą? – Śmierć spojrzał na niego ze zdziwieniem.
Słucham?
Sztorm nad nimi osiągnął szczyt. Jakaś mewa przeleciała obok nich, tyłem.
– Chciałem powiedzieć – wyjaśnił z goryczą Ipslore – że na tym świecie jest chyba coś, dlaczego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę.
KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE.”
Terry Pratchett
Kocham moją Kotę najbardziej na swiecie i naprawdę biada temu, kto ośmieliłby się ja skrzywdzić albo chociaż przegonić. Moim zadaniem jest zapewnić jej jak najlepsze życie. Zresztą ja nie utrzymuję kontaktów z ludzmi,którzy nie lubią zwierząt
My też mówimy ko-córki (a nie kocurki). Ale chyba jednak nie są siostrami Kapiego ;-)
3 czerwca 2013 o 08:16 ·Piękne określenie! Pozwoliłam sobie użyć na naszym fb w odniesieniu do ko-córeczki Marcheweczki ;)
11 czerwca 2013 o 19:06 ·Po lewej jednak Marchewka, bo przez moment miałam wątpliwości. A co do dzieci i miłości to mam tak samo. Nie wiem, jak mogłam żyć bez tych moich kociaków tyle lat? Bardzo żałuję, bo zmarnowałam sporo czasu ;(. Miśka i Supeł pozdrawiają.
3 czerwca 2013 o 09:09 ·Święta prawda. Kot to członek rodziny. I tak: to doskonały lek na całe zło. Budząc się rano, patrzę na leżącego na poduszce nad moją głową niebieskiego małpiszona i od razu ładuję akumulatory uśmiechu na cały dzień.
3 czerwca 2013 o 13:08 ·Pozdrawiamy Ania i Baxterek :
ja mam kota na punkcie kotów, więc może się nie wypowiem, bo wyjdę na nawiedzoną :D
3 czerwca 2013 o 13:53 ·Ja zawsze mówię „jak się czują moje dzieci?”, albo „moje dziewczynki”. Wydaje mi się, że Marchewka jest po prawej a Rysiek jest po lewej :) Pozdrawiamy, Agnieszka oraz Schiza i Łatka :)
12 czerwca 2013 o 05:26 ·Ja Cię całkowicie rozumiem. Sama czasem mówię, że muszę lecieć do domu bo dzieci na mnie czekają ;))
15 czerwca 2013 o 15:52 ·Ja też swojego kocurka uważam za swoją pociechę, a nie raz, nie dwa mowiłam o nim per synek ,i np „chodź do mamusi ” no coż my właściciele kotów pewnie nie do końca mamy równo pod sufitem ale nikomu tym krzywdy nie robimy a jak można takiego futrzaka nie kochać :))) a wkrótce nasza rodzinka się powiększy o mała uroczą koteczkę wieć mamunia,czyli ja będzie miała więcej dzieci do kochania :))) już nie moge się doczekać!
http://blogmocnodygresyjny.pl
22 października 2013 o 15:51 ·