Jeśli zdarza Wam się zaglądać na futrografia.pl, to pewnie zauważyliście tam tajemniczy banner w prawym dolnym rogu.

Co się za tym kryje?

Otóż Futrografia została zaproszona do objęcia patronatem książki Ani Dąbrowskiej pt. „Podobno koty żyją dziewięć razy” i to zaproszenie z przyjemnością przyjęła. Zamiast recenzji, postawiłam na wywiad, gdyż chciałabym Wam przybliżyć osobę autorki. Ania jest pisarką o urzekającej osobowości, o czym na pewno przekonacie się, czytając naszą wspólną rozmowę – zapraszam do lektury. A potem, pod wywiadem, do udziału w konkursie.

 

Wywiad z Anią Dąbrowską, autorką książki pt. „Podobno koty żyją dziewięć razy”.

Ja: Zacznijmy od początku… czy masz kota?

Ania Dąbrowska (fot. Adam Rojek)
Ania: Mam i nie mam. Najbliższy mi kot to kot mojej Mamy, Maniek, który wiele lat temu przyjechał z Litwy. Moi rodzice wybrali się tam w odwiedziny do znajomych i wrócili z kotem, małą rudą kuleczką. Jechali samochodem, na granicy nikt ich nie sprawdzał, więc nieco nielegalnie Maniek znalazł się w Polsce. Jak Mama stanęła w drzwiach z kotem na rękach to oboje z bratem osłupieliśmy – w domu były dwa gryzonie – myszka japońska Pan Tupejko oraz koszatniczka Bimber. I do tego zwierzyńca dołączył kot. Byliśmy dość sceptyczni, ale kotek szybko ukradł nam serca. Dziś to dostojne kocisko, bardzo poważne i trochę zasępione – we znaki dała się choroba nerek i wypadek.

Ja od wielu lat nie mieszkam już z moimi rodzicami, ale Maniek jest mi bliski. Poza tym, nawet jak się długo nie widzimy, to on potrafi okazać uczucia – poznaje mnie, tuli się, rano przychodzi się przytulać. To jest miły, mądry, cudowny kot.

Ja: Co było inspiracją do napisania książki?

Ania: Przeniosłam się do innego kraju i przyzwyczajenie się do nowych warunków trwało i nie było łatwe. Musiałam trochę zaczarować sobie rzeczywistość, częściowo przenieść się do wyobraźni i marzeń. Poza tym, chciałam zrealizować marzenie, związane z napisaniem bajki. Udało się.

Ja: Jak długo pisałaś tę książkę?

Ania: Kilka tygodni, z przerwami. Budowałam sobie charakter kota Leona, chciałam, żeby był i koci i wyjątkowy. Czasem pisałam po kilka zdań, czasem kilka stron. Wszystko odręcznie, piórem, bo tak mi jest najwygodniej, kiedy piszę „rzeczy niepodróżnicze”. Jeśli piszę artykuł to zawsze na komputerze.

Ja: Jaki jest cel książki? Kto i dlaczego powinien po nią sięgnąć?

Ania: To przede wszystkim książka o tym, jak zmienia się istota – z egoistycznej i zapatrzonej w siebie w kochającą, współczującą i dobrą. To książka o miłości, poświęceniu i przywiązaniu, o tym, że wszystko jest możliwe. To lekcja wrażliwości dla każdego. Myślę, że jest i dla dzieci i dla dorosłych.

Ja: W książce piszesz o życiu, śmierci, ale także o odpowiedzialności i przyjaźni. Czym trzeba sobie zasłużyć na przyjaźń kota?

Ania: Koty doskonale wiedzą, kto jest dobry a kto nie. Wybierają sobie ludzkich towarzyszy na podstawie kryteriów znanych tylko kotom. Myślę, że kot nie będzie się przyjaźnił z kimś, kto nie umie kochać. Koty to towarzysze dla wrażliwych ludzi.

Ja: Kot jednym słowem to…

Ania: …magia.

Ja: Wierzysz w reinkarnację?

Ania: Tak.

Ja: Kim w takim razie chciałabyś być w kolejnym życiu – kotem-podróżnikiem?

Ania: Trudne pytanie. Gdybym w kolejnym życiu znowu była człowiekiem to może byłoby mi żal, że to już jest trochę inna powłoka, może inny kolor skóry, czy włosów. Choć, czy w ogóle bym pamiętała, kim byłam wcześniej? Myślę, że mogłabym być kotem. A jeśli byłabym kotem, to byłby to kot-podróżnik. Mogłabym też być ptakiem – jakimś dostojnym, z szerokimi skrzydłami, żebym mogła polecieć w każde miejsce. Trzeba jednak pamiętać, że odrodzenie się w ciele zwierzęcia to swojego rodzaju kara za bycie złym człowiekiem. Mimo tego nie mam nic przeciwko, żeby być kotem, koniem, lub ptakiem.

Ja: Co teraz czytasz?

Ania: Aktualnie zachwycam się twórczością Beatrix Potter. Mam angielskie wydanie wszystkich bajeczek o zwierzętach, oczywiście z ilustracjami, które grają tu bardzo ważną rolę. Lubię bajki i baśnie, bo przegląda się w nich ludzkie życie. Najbardziej lubię baśnie dalekiej Azji – ilekroć jestem w Azji zawsze szukam tam bajek – i chodzi nie tylko o książki, ale o baśniowość sytuacji i miejsc. Niedawno skończyłam czytać „Pociąg widmo do Gwiazdy Wschodu. Szlakiem Wielkiego Bazaru Kolejowego” autorstwa Paula Theroux. Niebawem jadę do Polski a tam już czeka na mnie kolejna partia dobrych książek. Niebawem więc będę czytać m.in. „Miraż. Trzy lata w Azji” Andrzeja Mellera, „Dzienniki kołymskie” Jacka Hugo-Badera. Niedawno odkryłam też wspaniałego autora, jakim jest Colin Thubron. Jego książka „Po Syberii” wciągnęła mnie bez reszty, dlatego przeczytam również „Cień Jedwabnego Szlaku” tego autora. O książkach mogłabym bez końca, więc powiem tylko jeszcze, że udało mi się zdobyć dwie książki amerykańskiego pisarza Toma Robbinsa – „Martwa natura z dzięciołem” oraz „Perfumy w rytmie Jitterbuga”. To genialny autor, mistrz słowa, żartu i riposty.

Ja: O czym będzie Twoja następna książka?

Ania: O sile przyjaźni, o umiejętności pomagania sobie nawzajem, o podróży, której celem jest tak naprawdę znalezienie właściwej drogi, która prowadzi nie tylko do domu, ale przede wszystkim do własnego wnętrza. Oczywiście będą koty.

Ja: Wobec tego czekam na książkę i dziękuję za rozmowę.

Ania: Dziękuję.

Maniek – inspirujący kot rodzinny (fot. Ania Dąbrowska)

CZAS NA KONKURS!

Do wygrania są 3 egzemplarze książki Ani Dąbrowskiej pt. „Podobno koty żyją dziewięć razy” – „mądrej opowieści o kocich obyczajach, które – jak wszystko – mogą ulec zmianie pod wpływem wielkiej przyjaźni. Opowieści dla dzieci i dla dorosłych. Dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć istotę miłości, przyjaźni i przemijania.”

Zadaniem uczestników konkursu jest odpowiedź na pytanie „Kim był Twój kot w poprzednim życiu?”. Jeśli brak u Ciebie kota, opisz innego swojego zwierzaka. Jeśli mieszka z Tobą więcej zwierząt, możesz opisać każde z nich – ważne, żeby zostały zgłoszone w ramach jednej wypowiedzi (jedna osoba może zamieścić tylko jedno zgłoszenie). Zgłoszeniem konkursowym będzie wypowiedź zawierająca odpowiedź na pytanie wraz z uzasadnieniem, zamieszczona w formie komentarza pod tym wpisem.

Jeśli odpowiedź na pytanie konkursowe sprawia Wam trudność, sięgnijcie tutaj po inspirację ;)

Na Wasze zgłoszenia czekamy do 6 lutego br. do godz. 23:59.

Szczegółowy regulamin znajdziecie tutaj.

Życzę powodzenia i z niecierpliwością wypatruję Waszych wypowiedzi.

Ilustracja z książki autorstwa Weroniki Szczerbińskiej
Okładka książki „Podobno koty żyją dziewięć razy”

Komentarze 52

  1. Tajcur, napewno był tzw. francuskim pieskiem, który obraża się za wszystko, łasi się tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę, je tylko najlepsze mięsne saszetki i oczekuje od Ciebie bezwarunkowej miłości. Nie ważne było dla niego na pewno szczęście jego właściciela tylko jego własna wygoda i humory, które miewa bardzo często = zawsze :)

    28 stycznia 2012 o 15:42 · Odpowiedz
  2. Kajojina

    Jimmy na pewno był alpinistą, wszystkie półki, regały, meble na wysokościach powyżej 2m zaraz należą do niego i tam najchętniej się wyleguje i patrzy na ludzi z góry; umiejętność wspinania to w jego przypadku najlepsza umiejętność :)
    A Kiri? No cóż mogę powiedzieć – królową Wielkiej Brytani :D a przynajmniej jakąś wyniosłą arystokratką, nie zje byle czego, nie pobawi się byle czym, wszystkich ludzi też nie lubi (i potrafi być w stosunku do tych nielubianych bardzo wredna), no i chodzi z taką gracją, jakby wszyscy musieli ją podziwiać :)

    28 stycznia 2012 o 15:52 · Odpowiedz
  3. Elżbieta

    Moje koty i ich poprzednie wcielenia:
    ZUZIA-aktorka
    LIDUŚ-lekarz-terapeuta
    RUDZIK-celnik(do przesady obowiązkowy)
    HECTOR-zawodnik mieszanych sztuk walki

    28 stycznia 2012 o 19:17 · Odpowiedz
  4. Teresa

    Często obserwowałam dziko żyjącą kotkę mieszkającą w ogrodzie i zakamarkach naszej starej kamienicy.W zimie potrzebowała jedzenia i zawsze je od nas dostawała.Była jednak tak ostrożna,że do miski podchodziła dopiero wtedy gdy człowiek oddalał się na bezpieczną dla niej odległość.Pewnego słonecznego dnia przyprowadziła do miski na podwórzu swoją nową rodzinkę:cztery malutkie kotki takie jak ona,”dachowce”.Kocia mama patrzyła nieruchomo na górę w kierunku mojego balkonu jakby
    chciała mi powiedzieć:widzisz, to moje dzieci.Kotki rosły i były tak jak ich mama dzikie.Może w poprzednich wcieleniach wszystkie były dzikusami z odległej epoki pierwotnych ludzi na czele z matką przywódcą .

    28 stycznia 2012 o 20:41 · Odpowiedz
  5. Alex

    Tymcia – wycofana indywidualistka, ale przy bliższym poznaniu najlepszy przyjaciółka i towarzyszka w szaleństwie to pewnie dziewczyna Bona – szczególnie, ze ma figure modelki, a Marchewek czyli Carrot oraz Godzilka to Tom Sawyer i Huckelberry Finn ツ zawsze coś kombinuja, maja mnóstwo energii i szalone pomysly, a co najwazniejsze to strasznie fajne kociaki!

    28 stycznia 2012 o 21:36 · Odpowiedz
  6. Sisi była królową, ewentualnie księżną panią władczo spoglądającą na cały dwór i wyraźnie komunikującą swoje sympatie i antypatie.

    Duszka – kobietą neurotyczną, z pretensjami do losu o pewne niepowodzenia życiowe, wycofaną, ale jednocześnie w delikatny sposób domagającą się tego, co jej zdaniem się jej należy. Pasują mi do jej wcielenia lata dwudzieste i globusy;-)

    Gusia była krzepką kobietą, mającą w nosie konwenanse i zasady inne niż te, które sama sobie stworzyła. Dzielnie i zdecydowanie robiąca swoje, w chwili, która tego wymagała potrafiła i rzucić wiązanką, i przyłożyć komuś. Gdy myślę o ludzkim wcieleniu Gusi widzę kucharkę, praczkę lub kierowcę ciężarówki:-)

    Nusia jest najtrudniejsza do zlokalizowania reinkarnacyjnego;-) Była dziesięciolatką z kucykami, podskakującą podczas gry w gumę i klasy. Czasami lubiła się czuć małą dziewczynką i siadać mamie na kolanach, a czasami chciała się poczuć dorosła i malowała sobie usta szminką wsuwając stopy w za duże szpilki.

    28 stycznia 2012 o 23:03 · Odpowiedz
  7. Ashera

    Myślę, że w poprzednim wcieleniu moje szczury były… kotami. Dlaczego? Cóż, szczury i koty są do siebie bardzo podobne, jeśli nie z wyglądu, to przynajmniej z charakteru. A może koty to odrodzone szczury, które otrzymują w ten sposób nagrodę za dobre życie? W każdym razie, moje trio przejawia większość kocich cech. Na początek, są strasznie leniwe. Cały czas śpią i nie da się ich obudzić inaczej, niż poprzez otwarcie słoika z karmą. O tak, to ich ulubiony odgłos, i przy okazji kolejna wspólna cecha- łakomstwo. Szuranie słoika zdejmowanego z półki- co najmniej jeden łepek już wystaje spod kanapy. Pyknięcie odskakującej zawleczki- wszystkie trzy łepki śledzą już moje ruchy. Chrzęst karmy, wyciąganej garściami ze słoika- szaleńczy wyścig w stronę klaki. Półmetrowy skok na samą górę. Odkładanie słoika na górę- dwa brązowe i jeden czarny szczur przepychają się, piszcząc, nad miseczką. A że jednak kilka razy dziennie trzeba się oddalić z pokoju i zapuszkować zwierzaki, to maluchy, a szczególnie Czarna Dama, mają już kształt bardzo zbliżony do kuli i ze wszystkich stron wyglądają tak, jak Rysiek z dynią. Tylko z przodu wystaje pyszczek, a z tyłu ogonek. Za niedługo odkryją, że znacznie wydajniejsze od biegania będzie kulanie się…
    To wszystko absolutnie nie przeszkadza im być nienormalnie sprawnymi fizycznie. Również jak koty. Półmetrowe skoki to nic. Potrafią wspinać się po gołej ścianie, odpychając się od niej z dwóch stron w kącie. Albo wspiąć się po mnie na czubek głowy. To wariatki, naprawdę. Szturmują moje usta, kiedy jem jabłko, bo i tak w końcu tam trafi. Zabierają do klatki moje zeszyty i książki, jako wypełnienie do gniazdka (albo przekąska). Jedyne, co szwankuje, to refleks. Mogę rzucić kawałek szynki tuż koło nich, a i tak tego nie zauważą. To jak one w naturze polują na myszy?
    I jeszcze ta złośliwość. Urocza i ujmująca. Do moich nie zwracam się już inaczej niż „wy małe diabły”. Potrafią doprowadzić mnie do szału, długimi płatami odrywając tapetę i zabierając ją do wyściełania gniazdka pod kanapą, albo wygrzebując ziemię z doniczki, ale i tak nie mogę się na nie gniewać. Przyłapaną na gorącym uczynku delikwentkę podnoszę, obdarzam wspomnianą inwektywą, patrzę groźnie w wyłupiaste ślepka, daję całusa w miękkie futerko na grzbiecie i odkładam z powrotem w to samo miejsce. Zdaje się, że mniej więcej to opisałaś jako sposób ukarania Twoich kotów?
    Kiedyś zdarzyło się jeszcze coś, co trwale nauczyło mnie, że moje szczury i tak są inteligentniejsze ode mnie. No po prostu jak koty. Byłam małą dziewczynką i bawiłam się z moją pierwszą szczurzycą, łaciatą Ratką. Chciałam ją nauczyć przeskakiwać przez książkę. Głupie bo głupie, ale nie można wymagać za wiele od ośmiolatki. Szczurcia twierdziła, że nie wie, o co chodzi. Ta, jasne. Obchodziła tą książkę, wchodziła i schodziła z niej. W końcu szybko ją obiegła, złapała smakołyk leżący po drugiej stronie i zaczęła uciekać. Rzuciłam się za nią i spróbowałam ją złapać. Ugryzła mnie. Niewiarygodne (teraz wiem, że musiałam ją nieźle wkurzyć, bo w ciągu tych pięciu lat spędzonych z trzema pokoleniami szczurów zostałam ugryziona ze trzy razy). Usiadłam i zaczęłam płakać. Szczurcia podbiegła z powrotem. Spojrzała niepewnie. Polizała mnie w rękę. Nie wybaczyłam jej. Podbiegła więc spokojnie do tej książki, przeskoczyła ją, lekko i ładnie, dokładnie tak jak chciałam, i wróciła, zadowolona z siebie. Nie mogłam dalej udawać obrażonej.
    I jeszcze jedno. Przywiązanie. Wrażliwość. Cechy, które ludzie odbierają szczurom, nazywając je nieczułymi potworami. Koty, psy, chomiki, koniki- są jak ludzie. Szczury nie. Ale to nieprawda. Jedna z moich szczurzyc dowiodła kiedyś, jak bardzo mnie kocha.
    Mała Norcia zachorowała. Rano znaleźliśmy ją niemal nieżywą, oddychała ciężko, była zimna w dotyku, chodziła bardzo powoli. Zabraliśmy ją do weterynarza. Diagnoza- pomór szczurów. Może z tego wyjść albo nie. Codziennie woziliśmy ją na zastrzyki, po kilku dniach wydawało się, że jest poprawa. Byliśmy niemal pewni, że z tego wyjdzie, chociaż w ogóle się nie ruszała. Jednak kiedy wieczorem chciałam odłożyć ją do klatki, wpadła w amok. Wyrywała się z energią, jakiej nie miała nigdy wcześniej. Lekko oszołomiona, postanowiłam, że dobrze, pójdzie spać w transporterze koło mojego łóżka. Ale do transportera też nie chciała wejść. Kiedy w końcu udało się ją tam zamknąć, tak walczyła, że w końcu wsadziła głowę między pręty. Między pręty, których rozstaw był gdzieś półtora raza mniejszy niż jej łepek. Ale jakoś się, na szczęście, wyrwała. Otworzyłam więc klatkę. Norcia podeszła do mnie i ułożyła się na wezgłowiu łóżka. Nic innego nie chciała, tylko spędzić tę noc ze mną. Nigdzie nie poszła- zresztą nie miała już sił. Jako jedyna wśród nas, głupich ludzi, wiedziała, że następnego dnia umrze.
    I stąd jeszcze jeden apel. Szczury to takie same zwierzęta, jak wasze wychuchane kotki, pieski i koniki. Okrucieństwo wobec nich jest okrucieństwem w tym samym stopniu. Kiedy czytam (na forum gazety dla kobiet, w dziale porady), że najlepszy sposób na szczury to wypalić oczy jednemu z nich i wypuścić z powrotem, żeby w szale pozabijał resztę, robi mi się po prostu niedobrze. Dlaczego ludzie są zdolni do takich rzeczy wobec tych wspaniałych zwierząt. Czy ten, kto przeczyta ten apel, zmieni coś w swoim stosunku do szczurów? Tę kwestię pozostawiam do przemyślenia.

    29 stycznia 2012 o 11:04 · Odpowiedz
  8. Ashera

    Przepraszam za końcówkę. Bez wątpienia jest nie na temat. Ale dalej nie mogę się uspokoić po tej „poradzie”. Brr… W takich chwilach patrzę na moje trio i pocieszam się, że przynajmniej one mają się dobrze.

    29 stycznia 2012 o 11:08 · Odpowiedz
    1. rudomi

      Ashera, nie znam dobrze szczurów, ale wiem, że w naturze szczury i koty to wrogowie. Natomiast nie pochwalam żadnej formy bestialstwa wobec jakichkolwiek zwierząt. Brzydzę się ludźmi, którzy są do tego zdolni i udzielają podobnych rad jak ta, o której wspomniałaś. Pozdrawiam Ciebie i Twoje Trio! :)

      4 lutego 2012 o 14:38 ·
  9. kaprysia

    Ponad wszelka wątpliwość Mrautak była Władkiem. Władek był psem. Wybrał nas sobie na 16 lat wspólnego życia. Pół roku po jego pożegnaniu przyszła Mrautak. Maleńka i żałośnie miaucząca. Z prawie identycznym jak u Władzia układem czarnych łat na białym tle. Objęła w posiadanie jego fotel, chociaż koty podobno lubią inne miejsca w mieszkaniu, jak psy. Z lubością tuli się i ociera o władziową obrożę, którą trzymam w szufladzie, bo ciągle nim pachnie. Od małego przychodzi na gwizdanie i biegnie pędem do drzwi witając każdego przychodzącego do domu. Poza tym maniery ma wielkopańskie, chodzi, je i zachowuje się jak księżniczka. Władzio oczywiście był księciem;)
    Stawiając miseczkę z jedzeniem należało powiedzieć: ” Władziu, pozwól” . Czekał na to;)
    Mrautak książęce maniery uzupełnia dziewczęca gracją. I tak płynie moje życie w służbie ich wysokości;))) Pozdrawiam serdecznie, a książkę poproszę tak, czy owak. W losowaniu szczęścia nie mam, ale z przyjemnością zakupię dodatkowy egzemplarz:)
    Ps. Urokliwe ilustracje.

    29 stycznia 2012 o 11:20 · Odpowiedz
    1. rudomi

      To prawda, ilustracje Weroniki Szczerbińskiej w tej książeczce są niezwykłe!

      4 lutego 2012 o 14:39 ·
  10. Moje koty w poprzednim życiu;
    Maja była malarką
    Molly była detektywem
    Muffinka była pisarką
    Przypuszczam tak ponieważ dużo obserwuje moje koty i wyglądało to tak jak napisałam:)

    29 stycznia 2012 o 13:52 · Odpowiedz
  11. Asia

    Odrodzenie w ciele kota to z pewnością nie kara! Tylko najbardziej wyjątkowi ludzie dostępują zaszczytu by wrócić na ten świat w puszysto-mruczącej formie.
    Formie, której my-dwunodzy mamy jedynie służyć karmiąc, miziając i rozpieszczając.
    Trzy lata temu zamieszkała u mnie ruda Heidi. Już od pierwszego dnia naszego wspólnego życia nie miałam wątpliwości, że oto mam do czynienia z jednostką wybitną. Wytrwała, dogłębna i kilkuletnia analiza ruchów ciała, gestów, spojrzeń i całej gamy zachowań pozwoliła nieco przybliżyć szczegóły dotyczące wcześniejszych wcieleń Rudości.
    Gracja, nonszalancja, wyniosłość i zupełnie naturalny talent przywódczy świadczy o królewskim pochodzeniu. Łatwość z jaką podporządkowuje sobie otocznie i wybitna inteligencja dowodzą, że kiedyś władza należała do niej. Zamiłowanie do kultury wyższej objawiające się fanatycznym uwielbieniem muzyki klasycznej oraz słabość do
    zawartości damskiej kosmetyczki upewniły mnie w przekonaniu, że nie po raz pierwszy jest kobietą. Jestem więc pewna, że wśród wielkich historycznych władczyń kryje się wcześniejsze wcielenie Heidi. W kolejnych życiach była zapewne jednym z geniuszy nauki, muzyki bądź literatury. Jednak, niezależnie od tego jak wielkie nazwiska kryje jej karmiczna przeszłość, z pewnością była wyjątkową pośród wyjątkowych, jak każdy z naszych kotów.
    W końcu, cytując Sapkowskiego, kot to „istota pod każdym względem – inteligencji, fizycznego piękna, wrodzonej tajemniczości i gracji poruszania się – absolutnie doskonała.. Inne dokonania naszego Stwórcy, a zwłaszcza te przemieszczające się na dwóch nogach, uznać należy za wypadek przy pracy, prototyp co najwyżej”.

    29 stycznia 2012 o 16:38 · Odpowiedz
  12. Jagoda

    Mój pies – Elvis – siberian husky z pewnością był w poprzednim wcieleniu diabłem tasmańskim. Tym z kreskówki. Husky są z natury pełne energii. Ale husky z ADHD nie mógł być niczym innym jak tylko diabłem tasmańskim. Szukam teraz spokojnego królika, który zatrzyma go w środku rozgardiaszu jaki czyni i ze spokojem chrupiąc marchewkę powie ” YYY CO JEST DOKTORKU” :)

    29 stycznia 2012 o 21:23 · Odpowiedz
  13. KolorowaKrowa

    Babciny kot, który rezyduje u nas w domu, stołuje się oraz przesypia pół dnia z pewnością w poprzednim wcieleniu był szczęśliwym, bezrobotnym człowiekiem. Jego życie kręci się wokół kuchni. A jeśli nie zagląda właśnie do garnków, to z pewnością wpatruję się we łączony telewizor lub monitor komputera.

    30 stycznia 2012 o 19:14 · Odpowiedz
  14. kupiska

    Moja kotka Miśka myślę że w jednym ze swoich żyć była ciemnym charakterem… siedziała za kratami za znęcanie się na zwierzętach…moja kotka ma taka małą zabawkę nad którą się znęca… kiedyś przynieśliśmy do domu kota przybłędę chcieliśmy zobaczyć jak zareaguje… jak zobaczyła tego na swoim terenie jak się rzuciła na tego biednego kota i pobiła go łapkami,biedny tamten kot ledwo uszedł z życiem…popełniała przestępstwo za przestępstwem.Teraz często ucieka z domu wiec pewnie podczas odsiadki w wiezieniu zbiegła i była poszukiwana listem gończym poszukiwana..

    30 stycznia 2012 o 19:31 · Odpowiedz
  15. aga

    mój kot był jakimś żulem, albo leniem śmierdzącym , ponieważ nic innego nie robi – tylko leży na parapecie albo pod kaloryferem . Absolutnie nie można go wygnać z domu

    30 stycznia 2012 o 20:35 · Odpowiedz
  16. anna

    Kiedyś miałam kocurka,wychowany od małego dożył sędziwego wieku i przez cały swój koci żywot zachowywał się jak szejk,to nie on wychodził do kotek ale nawoływał je do siebie i o dziwo przychodziły, jakie zdziwienie było każdego ranka gdy z naszego podwórka umykała inna kotka,a Łatek leniwiec jeden rozkosznie się przeciągał,przespacerował i dostojnym krokiem podreptał do michy z mlekiem,o polowaniu na myszy mowy nie było,leżał,spal,jadł i łaskawie obdarzał nas mruczeniem gdy podrapaliśmy go za uchem.Konkurencja płci odmiennej zawsze duża,a Łatek łaskawca spoglądał na to z przymrużeniem kocich ślepiąt jakby chciał powiedzieć”kto to widział żeby pułapka goniła mysz”

    30 stycznia 2012 o 21:31 · Odpowiedz
  17. Dominika GÓRSKA

    Mój kot był śmierdzącym leniem bo on ciągle śpi i nic innego w życiu nie robi!.

    31 stycznia 2012 o 07:22 · Odpowiedz
  18. Mam dwa kocuraski. Halinkę i Białkę- persiaki :) Koty znalazły się u nas zupełnie przypadkowo. Myślę, że uratowaliśmy je przed złymi ludźmi, którzy nie do końca zdawali sobie sprawę z tego , że koty to też ludzie;) i należy je dobrze traktować.
    Kim byli w poprzednim wcieleniu? Hmmm..
    Dość często się nad tym zastanawiałam. Ale kim mogły być stworzenia które przesypiają 16 godzin na dobę, jakieś 2 godziny na dobę poświęcają na jedzenie i pozostały czas na psocenie, przytulanie, łaszenie się, domowe zapasy sumo, śpiewanie na piętrze, wylizywanie się wzajemne, obwąchiwanie każdego gościa butów i wycieranie się o nie, wskakiwanie na pralkę i podglądanie swojej pani w kąpieli, wskakiwanie do wszystkiego co kartonowo-reklamówkowe, wygrzebywanie piasku z kuwety na znak strajku, kopanie dołków w doniczce, turlanie wszystkiego co da się turlać, chodzenie w nocy po blacie i zostawianie futrzanych śladów, znów jedzenie, jedzenie, jedzenie, no i mycie. No i kim one mogły być? Leniwcami? Na pewno pięknymi niewiastami, dostojnymi, ale niestety leserki takie, że chyba musiały mieć służbę lub kogoś kto im usługiwał i dostarczał pożywienie, aby mogły zatopić się w swoich sennych marzeniach.

    31 stycznia 2012 o 11:21 · Odpowiedz
  19. Ania

    Nasza Szisza była na bank Stevem Jobsem (założycielem firmy Apple) zmarłym w październiku 2011r. czyli wtedy gdy Sziszka pojawiła się w naszym domu.
    Sziszka kocha nasze komputery i wykorzystuje każdy moment żeby dorwać się do laptopa, włazi na klawiaturę i najczęściej odpala panel sterowania, odzyskiwanie systemu i inne rzeczy których przeciętny użytkownik komputera nie jest w stanie uruchomić. Nieraz mamy problem wyłączyć uruchomione przez Sziszkę twory ;)
    Nawet jeśli nie była Stevem Jobsem, to na pewno nasza Sziszka była hakerem! :)

    31 stycznia 2012 o 12:02 · Odpowiedz
  20. Amelia

    Moja Pepsi napewno była kiedyś jakąś Księżniczką, kapryśną, że czasem aż nie do zniesienia, upartą, stawiającą zawsze na swoim, liczącą się tylko ze swoim zdaniem, zadufaną w sobie, lekko egoistyczną, i kochającą najbardziej tylko (nie koniecznie swoje) pierścionki, brylanty oraz dobre jedzenie ;))

    31 stycznia 2012 o 13:13 · Odpowiedz
  21. agf

    Obserwując moją kotkę dochodzę do wniosku, że w poprzednim życiu musiała być jakimś produktem spożywczym… Nie da rady uchronić się przed jej penetracją szafek czy szuflad w kuchni jeśli tylko zostaną otwarte na dłużej niż 5 sekund. Jakimś cudem ona zawsze do nich wlezie i dziwnym sposobem się w nich zmieści. A co najlepsze zdarzyło mi się już zamknąć szufladę w czasie gdy ona weszła za nią – nie mam pojęcia jak się przemieściła, jest chyba jak ciecz- wypełnia sobą każdy wolny skrawek powierzchni… I nawet zamrażalnik jej nie odstrasza :P A, że to kotka perska to niestety ja potem wyciągam mięsko z przylepionymi długimi kłaczkami :)

    31 stycznia 2012 o 14:42 · Odpowiedz
  22. Ann.

    Od trzech lat w moim domu rządzi dumny królewicz o wdzięcznym tytule Ramzes – Rademenes. Kocur rasy russian blue: rosły, posiadający spojrzenie tak władcze, że nawet największy król by się go nie powstydził. Nikt, nawet najbardziej przez niego lubiany nie może położyć łapy na jego królestwie – drapaku. Wieczorami uwielbia przechadzać się po naszym mieszkaniu i jeśli ma dobry humor to uraczy swoich poddanych (domowników) głośnym mruczeniem. Z zadowoleniem oddaje się wszelkim zabiegom poprawiającym jego urodę (wyczesywanie), bo jak na prawdziwego księcia przystało lubi zawsze świetnie wyglądać. Jego ulubioną rozrywką są polowania na zabawkowe myszy, w czasie pościgu za ofiarą (a właściwie z ofiarą w pyszczku, lub rzucając ją po ziemi) wydaje z siebie głośne okrzyki bojowe, a że lubi się chwalić nie omieszka pokazać swoim ludziom co schwytał. Co do jedzenia wyznacza się szczególną wybrednością. Najlepsza sucha karma, saszetki i puszki ledwo mogą sprostać jego wymaganiom. Nie pogardzi za to wołowiną i szynką z indyka. Dla nich jest w stanie zrzucić koronę i na chwilę paść do stup swych poddanych a gdy osiągnie swój cel przywdziewa ją i z powrotem staje się dostojnym władcą. Swojego terytorium jest gotów bronić nawet przed największym psem, nie zważając na niebezpieczeństwo, bo tkwi w nim dusza dostojna i wojownicza. Mimo hardości ducha i wielkiej dumy jest on litościwy i nawet największe przewinienie takie jak skarcenie go czy kąpiel jest w stanie przebaczyć za plaster szynki, czy też drapanie za uchem.
    Z pewnością w poprzednim życiu był księciem, albo nawet królem. Nie zapomniał o tym nawet teraz. Musiał też odnieść wiele sukcesów i oddać wiele zasług a kocie ciało jest nagrodą.

    31 stycznia 2012 o 17:39 · Odpowiedz
  23. jussie

    Flądra – „rasowa” tricolorka :) zdecydowanie była kapitanem załogi statku kosmicznego ewentualnie pilotem odrzutowca… Świadczy o tym prędkość z jaką przemierza niewielkie bądź co bądź mieszkanie :) czekamy już tylko na pokonanie przez nią bariery prędkości światła :) wcześniej zapewne jednak przypomni jej się jak się chodzi po suficie ponieważ zmiana kierunku z poziomu na pion w pełnym biegu nie stanowi już dla niej najmniejszego problemu :)

    31 stycznia 2012 o 18:23 · Odpowiedz
  24. Lilith – imię wybrane nie przez przypadek. Wg różnych tradycji, wierzeń, czy zwykłych zabobonów – diablica, żona Lucyfera, kusicielka, czarownica itp, itd. ;) W poprzednim życiu to prześliczne szaro-niebieskie kocie było pewnie jakimś chochlikiem? Czarownicą? Diabełkiem? Hmmm.. często sama się zastanawiam…. W jednej chwili słodkie niewinne oczęta, przy których szrekowy kot w butach wymięka, a po chwili głośne i złowrogie wrrr, grrr, mrrrr i tour de salon. Zawsze przyglądam się wtedy, czy przypadkiem oczęta koloru czerwonego nie dostaną ;). Z braku zainteresowania z mojej strony, znów ta kusicielka zmienia się w najsłodszego futrzaka-szaraka na świecie, ugniatając moje kolana, tuląc się i ocierając o ręce i głowę, wkładając przy tym swój włochaty ogonek do mojego nosa ;). A spróbuj człowiecze nie zareagować… oj bieda Ci, bieda. Najpierw delikatne pukanie łapką w rękę, ty nic, delikatne pukanie po twarzy, złość twa rośnie ale nadal nie reagujesz, mocniejsze pukanie z lekkim drapnięciem, jesteś cierpliwy, i nagle ta franca (jedno ze słodszych przydomków koteczki) z wrodzoną złośliwością wyciąga delikatnie jeden pazur i patrząc tymi słodkimi oczkami prosto w twoje niewzruszone oczy, ryje tym pazurem twą rękę…. eh… kochane kocię, tylko tulić się chce przecież, ale jak przystało na prawdziwą diablicę, rasową kobietę, psotnika, złośnika, chochlika, potrafi wyegzekwować to co chce. kim była Lilith w poprzednim życiu? Prawdziwą Lilith ;)

    1 lutego 2012 o 08:40 · Odpowiedz
  25. envv

    Mam dwa koty: Igor, ogromny Maine Coon jest nudny jak flaki z olejem. Nie mam pojęcia kim (albo czym) był w przeszłości ale w tym życiu za swój jedyny egzystencjalny cel ma wkurzanie mnie, śmierdzenie, zostawianie kłaków pod prysznicem i zjadanie wszystkiego, co na dwadzieścia sekund zostawię bez opieki. Drugi kot – a właściwie kociczka – to niebieska przybłęda. Zdecydowanie uważam, że w swoim poprzednim wcieleniu była… psem. Nawet teraz, gdy siedzę przy komputerze śpi na moich kolanach, nocą budzi mnie łapą żeby wpuścić ją pod kołdrę, tam zwija się w kłębek i przesypia do rana – zachowuje się dokładnie tak samo jak mój labrador. Jedzą z jednej miski, podobnie „żebrzą” jedzenie przy rodzinnym obiedzie, nawet odgłosy wydają te same. Wiem, że to dziwne- mam kota, który w poprzednim wcieleniu i psa, który najprawdopodobniej był kotem: jest leniwy, ciągle śpi, próbuje wskoczyć na stół i nie potrafi szczekać. Dom wariatów.

    1 lutego 2012 o 17:07 · Odpowiedz
  26. Megi_90

    Kim był mój kot w poprzednim wcieleniu? Mój wiecznie dumny Pan Kot, który nie daje się pogłaskać za żadne skarby, a na jedzenie czeka, jak gdybym to ja miała zaszczyt mu je dawać? Przecież to oczywiste, że Pan Kot był Cesarzem, Królem albo innym Bardzo Ważnym Człowiekiem ;-)

    1 lutego 2012 o 19:30 · Odpowiedz
  27. bina

    Był Julianem Tuwimem, a właściwie pomnikiem Juliana Tuwima, przy którym każdy chciałby usiąść i dotykać do woli (niekoniecznie nos). Dlatego w tym życiu, rudy Toffik, postanowił, tak dla odmiany, wcielić się w kota, który nie daje się głaskać, niziać, przymilać i czochrać. No chyba, że na jego warunkach i w chwili kiedy on ma na to ochotę, czyli powiedzmy o 15.17 lub 11.34, gdy najczęściej nie ma mnie w domu…
    Był też kochającym pokój wegetarianinem, dlatego w tym życiu, dla odmiany, rudy Toffik postanowił, że nie będzie się ograniczać. „Chodzi” więc w wadze XXXL, co nie przeszkadza mu w niesieniu zniszczenia wszelkim żywym istotom z okolicy, począwszy od jaszczurek, które w zabawie pozbawia ogonów, poprzez czułe nadgryzanie wszelkiej maści myszy, nornic, niewielkiego ptactwa i kretów (sza!, są pod ochroną), a skończywszy na pięknym, małym zajączku, którego uśmiercenia, jego właścicielka, nie może mu wybaczyć do dziś. Obecna pora roku skutecznie uniemożliwia mu niecny proceder, dlatego zimą bywa depresyjny…
    Był wreszcie Ayrtonem Senną z F1, więc wie czym grozi jazda samochodem. Dlatego w tym życiu, dla odmiany, mój ukochany rudy Toffik, postanowił, że za żadne kocie skarby świata nie wejdzie do auta, a co najważniejsze nie pozwoli się owym wehikułem przemieszczać. Pod żadnym pozorem, nawet, a może szczególnie, leczniczym.
    To tylko kilka z jego wcieleń. Mogłabym tak godzinami. Wiem jedno – w następnym wcieleniu chciałabym być Toffikiem u S. i J.

    3 lutego 2012 o 09:08 · Odpowiedz
  28. andziula

    Spróbuję ubrać moje przemyślenia w literki, pewnie pomyslicie że zwariowałam ale i tacy ludzie są potrzebni by przybliżać nam śmiertelnikom radość życia.Wracając do tematu mój koteczek „Miecio” jest z nami od 3 lat.Tuż przed świętami Bożego Narodzenia przygarnęłam go z ulicy.Był taki słodki i bezbronny nie mogłam przejść obojętnie.W domu najbardziej przypodobał sobie właśnie mnie, wiele razy zadawałam sobie pytanie dlaczego?Pierwszą myślą jaka mi się nasuwała to, to że ja przyniosłam go do domu.Przyszedł czas kiedy w mojej głowie pojawiły się dziwne myśli.Stało się to w chwili kiedy mój kocurek dość charakterystycznie zaczął wymiałkiwać „maamooo”.Spał tylko ze mną, na początku gdzieś brzeszkiem wtulony potem coraz śmielej, wystarczy że się położę on za chwilkę juz leży na mojej klatce piersiowej, gdy się krzątam po domu słyszę „maamooo”.Dawno temu gdy zaczynałam start w dorosłe życie u boku mojego jedynego spotkało nas coś bardzo przykrego, wtedy powiedziałam że nasze dzieci zmieniły sobie date urodzenia(miałam dwa poronienia).Dziś jestem w stanie powiedzieć że nasz Miecio to jedno z nich…

    3 lutego 2012 o 21:12 · Odpowiedz
  29. Ewka

    Moja kotka w poprzednim wcieleniu najpewniej była włoskim hydraulikiem. Ma wąsa niczym Mario Bros. Żeby nie było, że jestem gołosłowna:
    http://imageshack.us/photo/my-images/811/img7958m.jpg/

    3 lutego 2012 o 23:09 · Odpowiedz
  30. Beata Kindalska

    Mój kotek przyszedł na świat dwa lata temu. Od początku zachwyciło nas jego błyszczące czarne futerko i biała krawatka pod brodą. Nadaliśmy mu dumne imię Arystokrata (wołamy na niego Arek ;) ). Jak na Arystokratę przystało Arek cały dzień wyleguje się na swoim ulubionym fotelu (jedynym!) i nie pozwala nikomu innemu na nim usiąść. Od czasu do czasu podnosi swoją śliczną główkę i lustruje otoczenie wyniosłym wzrokiem po czym znów opada na fotel – w końcu nie dzieje się nic wartego jego uwagi.
    Cóż jego imię idealnie do niego pasuje i zdradza kim był w poprzednim życiu ;)

    5 lutego 2012 o 09:00 · Odpowiedz
  31. onlyme30

    Mój kot w poprzednim życiu musiał być kimś wyjątkowym, zapewne pięknym królewiczem, wyniosłym arystokratą lub też wygodnym artystą. Patrząc na to jak dumnie zawsze kroczy po dywanie, stąpając delikatnie i z gracją, jak zawsze jest lśniący i przesadnie czysty, musiał być kimś, kto musiał się pokazywać zawsze z najlepszej strony, jak król! No i choćby te jego gusta kulinarne, bo przecież jada tylko to co chce, najlepsze mięsko, więc musiał pewnie kiedyś chadzać na salony i wystawne przyjęcia. I te jego kanapowe wygodnictwo, siedzenie w domowym zaciszu, zupełnie jakby życie na zewnątrz było nudne. Tak, mój kot musiał kiedyś żyć w wyższych sferach, nie widzę innego wytłumaczenia ;)

    5 lutego 2012 o 12:05 · Odpowiedz
  32. Asia

    Pisząc wyżej o poprzednich inkarnacjach Heidi zapomniałam o jednym, chyba najważniejszym :D
    W jednym ze swoich dawnych wcieleń wynalazła piłkę nożną! Do dziś jest mistrzynią dryblingu, do której nie może równać się Leo Messi. W następnym życiu powinna zostać gwiazdą, a później trenerką polskiej reprezentacji…Chociaż byłaby to dla niej raczej kara niż nagroda :P

    5 lutego 2012 o 12:36 · Odpowiedz
  33. Anka

    Mój Kot, Klaps, w poprzednim życiu był politykiem albo jakimś arystokratą- ma tak „wyrąbane” na świat, który go otacza, że to aż dziwne. Nic go nie interesuje, robi tylko to na co ma ochotę (np nocne śpiewy albo dokuczanie psu cały dzień).
    Jego tatuś- Kacper był w poprzednim życiu bardzo łagodnym, spolegliwym człowiekiem. Może czyimś sługą? Albo mnichem w zamknietym klasztorze, całymi dniami kontemplował, oddawał się zadumie, filozofii. Na pewno był dokładny w tym, co robił …
    Moja Kocica- Kisia- była awanturnikiem/ awanturniczką. Wszędzie było jej pełno, walczyła i wojowała ze wszystkimi, zawsze stawiała na swoim. Mogę się założyć, że nie umarła naturalną śmiercią- prędzej w jakichś porachunkach mafijno- gangowych…
    Takie są te moje kociska- każdy ma swój charakter i są nie do podrobienia :)

    5 lutego 2012 o 20:02 · Odpowiedz
  34. mika19

    Panem Hrabią z Janosika zawsze wywalczył swoją kanciapkę luksusu;)

    5 lutego 2012 o 20:48 · Odpowiedz
  35. Asia

    Mój kot z całą pewnością był w poprzednim życiu mistrzem świata w bieganiu na czas przez tor przeszkód. A treningi miał zazwyczaj od 4 rano do 10, później odpoczynek i od 22 do północy kolejny trening…… dlatego teraz biega po całym mieszkaniu, sprawnie przeskakuje przez fotele, stosy ubrań, stół….. biega tak szybko, że trudno nad nim nadążyć:) mistrz świata…tak…to zdecydowanie poprzednie wcielenie:)

    5 lutego 2012 o 22:16 · Odpowiedz
  36. ewikewik

    Suzi musiała być piękną, smutną i nieśmiałą dziewczyną. W kociej skórze jest nieco strachliwa, nie zawsze lubi się tulić. Gdy ma ochotę na czulasy i patrzy na mnie swoimi pięknymi zielonymi oczkami wywijając długaśnym ogonkiem to nie mogę się opanować: tulę i ściskam ciepłą futrzastą kulkę jak dzika. Uwielbiam ją :)

    5 lutego 2012 o 22:28 · Odpowiedz
  37. Piotr

    Tofik był arabskim szejkiem lub leniwcem. Mój kot ma leniwy i gnuśny charakterek. Cały dzień by spał w nocy w nocy koty darł a ja nie wiem o co. Jest mistrzem obrażania się, strojenia fochów i wydziwiania nad miską z jedzeniem. Jego arystokratyczne podniebienie nie jada tego co zwykł jadać kot dachowiec. Spanie to jego życiowa pasja i misja , którą wypełnia profesjonalnie i z pełnym zaangażowaniem. Jak na szejka przystało kocha ciepło i słońce. Panicznie boi się zimna. Mimo tylu wad i tak nie zamieniłbym go na żadne inne stworzenie na świecie.

    6 lutego 2012 o 05:48 · Odpowiedz
  38. Mój kot, mrrrr, nic nie robi tylko tęsknym okiem patrzy za okno. I choć dziś nie wychodzi za daleko, bo jedynie zwiedza ogródek nasz i kilku sąsiadów, tak widzę, że w poprzednim wcieleniu musiał być włóczykijem.
    Nic mu nie jest straszne. Ani mrozy, ani zaspy… myk myk, i już bryka po ogródku, szukając czegoś smacznego, co by można zjeść. Ciepły piec? To nie dla takiego włóczęgi.
    Oj, kiedyś to z pewnością szedł przez świat z workiem na plecach, niewidoczny dla świata, za to szczęśliwy i wolny. Podziwiał gwiazdy na niebie, pił wodę z górskich strumyków, pluskał się w morskich falach. I szedł, szedł, szedł, wciąż przed siebie. Podróżnik i globtrotter, który nie bał się niczego.
    Chociaż… czasem zastanawiam się, czy nie był pilotem odrzutowca. Śmignie tak szybko, że nikt nie wie, kiedy nam myknął pod nogami :D:D:D

    6 lutego 2012 o 08:50 · Odpowiedz
  39. iwonciaaa

    Mój kot Gwiazdor w poprzednim wcieleniu był Mikołajem ! :) dlatego też nosi takie imię. Zauważyłam jego dobroć w stosunku do innych kotów. Zawsze dzieli się przyniesioną myszką, ustępuje miejsca przy misce innym.
    Wiele razy kiedy nalewałam mleka, znikał gdzieś i chwilę później wracał z kolegą. W dodatku ma niebywałe zdolności akrobatyczne w wspinaczce się po dachach:)!

    6 lutego 2012 o 09:14 · Odpowiedz
  40. Magdalena

    Mój Grubasek,w poprzednim wcieleniu z pewnością był doskonałym
    szefem kuchni restauracji w jakimś ciepłym zakątku świata.Wnoszę to z jego umiłowania do jedzenia,ale mój pupilek nie tknie byle czego-paróweczki zostawia pani,delektuje się jedynie szyneczką:)A po napełnieniu pręgowanego brzuszka,najchętniej wygrzewa się na parapecie bądź kaloryferze i mruczy przez sen wspominając wszystkie poprzednie wcielenia:)

    6 lutego 2012 o 09:48 · Odpowiedz
  41. Kasia od CoHayek ;)

    Coco w poprzednim wcieleniu była na pewno człowiekiem! Miła, grzeczna, dobrze ucząca się dziewczynka o rudych włosach. Wspaniała przyjaciółka, posłuszna córka, rewelacyjna pani domu. Skąd to wiem? Wiele z tego w niej pozostało. Może z deczka różnią się te cechy, ale chyba nikt nie będzie miał co do tego wątpliwości, gdy przytoczę jej obecny opis:
    Rudy włos. Grzeczna tylko kiedy śpi. Odbija sobie wcześniejsze życie, szalejąc teraz ile się da, dając się we znaki jako rozkapryszona 4-latka! Z pani domu wiele jej zostało: zanim wyjdzie z kuwety będzie zakopywać swoje smrody przez 10 min, zazwyczaj stojąc trzema łapami na brzegach kuwety, w konsekwencji nie raz wywracając wszystko na podłogę. Gdy jedzenie wypadnie z miski, też zostanie „zakopane”. Zabawkowe myszki co jakiś czas muszą być wykąpane w miseczce z wodą. Wiszące na suszarce nasze pranie, nie raz, nie dwa chętnie ściągnie i ‚poskłada’. Nie raz…nie pięć…zje jakiś mój ciuch (w poprzednim wcieleniu na pewno wszystko chomikowała!). Ahh długo by tak o niej mozna pisać…ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że poprzednie posłuszeństwo odbija sobie teraz w niezłe szaleństwo? :)

    Hayka ma w sobie trochę ze szczurka (figurka: mała głowa, duża pupa), trochę z konia (zero gracji w bieganiu, na pewno słyszą ją sąsiedzi z dołu), trochę ze ślimaka (wszystko wolno), trochę z pytona (jedzenie połyka bez przeżuwania), trochę z nietoperza (śpi ponad 20h/dobę)…nadal odkrywamy jej wcześniejsze wcielenie :)

    6 lutego 2012 o 12:24 · Odpowiedz
  42. nikola30

    Mój kot w poprzednim wcieleniu był bez wątpienia psem.Od samego początku ,gdy tylko zawitał w naszym domu bacznie mu się przyglądałam i nie mogłam wyjść z podziwu co ten kot wyprawia.Zaczęło się od gryzienia kapci,butów,skakaniu na nogi synka i gryzienie Go w paluszki.Nakłaniał Go do zabawy,zaczepiał.Pomyślałam sobie-wyrośnie z tego,przecież to mały kotek:)Ku mojemu zdziwieniu te nawyki nie minęły,ba wymyślał coraz to nowe rzeczy.Gdy tylko szłam z synem na spacer On dzielnie szedł koło mojej nogi.I tak do momentu powrotu do domu! Po kąpieli Kacperka,kot wskakiwał już do pustej wanny i domagał się mycia:) Jego apetyt i to za czym przepada też mnie zaskakuję…Ale to nie wszystko.Zuziek-bo tak ma na imię nasz „kotek” pomimo że nauczony był od małego czystości,zamiast korzystać z kuwety,preferuje załatwianie swoich potrzeb na świeżym powietrzu,nawet o 2 w nocy! Gdy chce wyjść na zewnątrz , drapie łapką w drzwi do mojej sypialni tak długo aż pojawię się w drzwiach! Wtedy on w podskokach prowadzi mnie do drzwi wyjściowych.Gdy byłam dzieckiem moi rodzice mieli Pekińczyka.Wszystkie jego nawyki ,wady i zalety posiada teraz mój KOT (?)

    6 lutego 2012 o 15:00 · Odpowiedz
  43. Adrianna

    Mój kot w poprzednim wcieleniu był sfinksem. Często zastyga w charakterystycznej pozie na dłuuugi czas.

    6 lutego 2012 o 16:52 · Odpowiedz
  44. Ania

    Mój pies husky ma na imię Chrom. W poprzednim życiu był kotem. Bardzo lubi wygrzewać się na słońcu leżąc w kwiatach. Najbardziej interesują go ptaki i motyle. Jest przyjacielem kotów, które dokarmiam. Przytulają się do niego, myją mu uszy.
    Lubi też lizać te koty i podgryzać je. Jest spokojny. Lubi być pieszczony. Wyleguje się na wersalce. Nie lubi biegać. Teraz gdy jest mróz leży pod kaloryferem i najchętniej by nie wychodził z domu. Nic nie można mu kazać bo on i tak wie najlepiej co ma robić. Taki z niego jest ananas.
    Kocham go bardzo.

    6 lutego 2012 o 17:15 · Odpowiedz
  45. Basia

    Mój pies Bąbel w poprzednim życiu był Rambo. Bąbel jest rasy „kundelus pospolitus”. Mierzy jakieś 40 cm, ale w małym ciele drzemie duch bojownika i bohatera. W prawdzie jest pierwszy do zaczepek, ale gdy trzeba to potrafi stanąć w obronie. Nie daje sobie w miskę dmuchać. Jest dzielny i odważny. To pies na medal. :D

    6 lutego 2012 o 20:22 · Odpowiedz
  46. Przez 12 lat mieszkałam pod jednym dachem z rudą jamnicą. Od zawsze byłam psiarą, ale od kiedy wybuchła moja miłość do kotów, a miało to miejsce kilka lat temu po wakacyjnym wyjeździe na zakoconą Maltę i kilka lat po tym, kiedy jamnica odeszła po chorobie za Tęczowy – zdałam sobie sprawę, że mój pies tak naprawdę był kotem – chociażby we wcześniejszym wcieleniu. Bo charakteru podczas reinkarnacji nie zdążyła się pozbyć.
    Saba była uparta, dumna i z charakterem. Daleko jej było do psiej służalczości. Lenistwo przeradzało się w całodzienne okupowanie fotela, w którym uskuteczniała drzemki przerywane spacerem do miski i (wymuszonym przez nas) spacerem po dworze. Z uwagi na skłonność jamników do tycia, brak entuzjazmu dla spacerów i wielką miłość do pełnej miski – z biegiem czasu i posunięciu w latach upodabniała się do Garfielda z kreskówki.
    Woda była najczystszym (sic!) w swej postaci złem – kałuże na dworze omijało się szerokim łukiem, a w wannie stało jak na szpilkach, kiedy nadchodził w końcu czas odświeżenia futra.
    Już się nie dziwię, że lubię koty, skoro spędziłam pół dzieciństwa z kocim psem ;)

    6 lutego 2012 o 20:55 · Odpowiedz
  47. kociokwik

    Czy już coś wiadomo?:-)

    11 lutego 2012 o 13:21 · Odpowiedz
    1. rudomi

      Jeśli dobrze policzyłam to mamy czas do końca poniedziałku ;) Jednak narady już trwają i możliwie szybko poinformuję Was o nagrodzonych :)

      11 lutego 2012 o 13:39 ·
  48. kociokwik

    Ups, nie przeczytałam regulaminu;-)))

    12 lutego 2012 o 14:49 · Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*