Zbliża się wiosna, krzyczy mój organizm. Przesilenie wiosenne. Skutki zimy ubogiej w ruch i witaminy. Pewnie dlatego w to niedzielne popołudnie byłam taka senna. Ok, może też dlatego, że poprzedni wieczór był nadprogramowo długi i obfity w rubinowy, wytrawny napój.Tak czy inaczej, postanowiłam zdrzemnąć się na kanapie. Było słonecznie, przyjemnie, powoli zaczęłam odpływać… i nagle poczułam na sobie jedną łapę, drugą, trzecią i w końcu czwartą. I spore obciążenie na plecach (leżałam na brzuchu). 6 kilogramów futra pokręciło się, powierciło, zaczęło sobie mościć swoje „posłanie” i opadło. Kot zwinął się w kłębek (inaczej zwany precelkiem) i poszedł spać. Czując niewygodny ciężar, sama zaczęłam wiercić się. Zrezygnowany kot opuścił moje plecy. Nie na długo. Mój triumf trwał zaledwie chwilę i Rysiek był z powrotem. Znowu pokręcił się, powiercił, umościł posłanie i poszedł spać. Poddałam się. W końcu sama też zasnęłam – z 6-kilogramowym balastem na plecach.
Musiałam mieć naprawdę mocny sen, bo O., który nie spał, udokumentował czas mojej drzemki. Najpierw był sam Rysiek. Rysiek przodem, Rysiek tyłem. Potem do Ryśka, śpiącego na moich plecach, dołączyła Marchewka, moszcząc się na moich nogach. Nie ma to jak regenerująca, LEKKA, niedzielna drzemka… ;)
Trochę wahałam się, czy publikować te obnażające zdjęcia, ale z drugiej strony nie mogłam nimi nie podzielić się :)
Śliczna ta łapka w łapkę;)
4 marca 2010 o 06:53 ·Trzymamy kciuki za sterylizację.
moje kociska robią dokładnie to samo :)
4 marca 2010 o 09:25 ·Świetne zdjęcia, widać że koteczkom super się leżało :-) Zazdroszczę Ci mocnego snu, ja bym w życiu tak nie zasnęła.
4 marca 2010 o 10:42 ·Kciuki za sterylizację! Będzie dobrze!
podziwiam… chyba bym nie potrafila zasnac z takim slodkim ciezarem na plecach…
4 marca 2010 o 11:26 ·Świetnie się czytało ten post :)
Zdjęcia świetne, jak zawsze. Ta łapeczka… ach.
* * *
Miałyśmy w lipcu Szeryfa rudo-białego kociaka na tymczasie. Przez tydzień ostro walczyłśmy ze snem, Szefek nie pozwalał nam zmrużyć oka, wiecznie harce, zabawy, polowania. Po tygodniu- padłyśmy, dosłownie padłyśmy. Szeryf rozrabiał, psocił w nocy, rano tata pyta: co ten kot wyprawiał?!. Opowiedź: spałyśmy… Tata tylko się zdziwił, jak można było znasnąć przy tym rozradowanym tupaczu, zwariowanym kocie :P. Ale to tak poza tematem.
4 marca 2010 o 15:31 ·A czy to przypadkiem nie dzisiaj Marcheweczka miała sterylkę:)
4 marca 2010 o 15:36 ·dziękuję Kochane za kciuki! :* Wszystko dobrze póki co, ale jeszcze przed nami gojenie i dochodzenie do pełnej formy, mam nadzieję, że dalej będzie dobrze.
Spanie z takim balastem to słodkie spanie… jak już się zaśnie :)
K. – tak, Marcheweczka już po. I nawet rozbrykana jest :)
Pamiętam Szeryfa… był obłędnie piękny, nie wiedziałam tylko, że taki wariatuńcio z niego :) Ale uśmiałam się z historii.
Uff, zaczynam normalnie oddychać… :)
4 marca 2010 o 16:32 ·Haha! wiedzą jak się urządzić ;)
6 marca 2010 o 18:00 ·Lubię spać nawet z taki ciężarami, byleby tylko ciężary nie łaziły mi po głowie i nie miauczały non stop – bo jak to tak spać można zamiast cały czas głaskać kota, no jak.
12 marca 2010 o 11:01 ·Hmm, coś mi to przypomina :) Ale ja lubię, bo koty tak fajnie grzeją :)
13 marca 2010 o 10:57 ·Mnie to tylko same och-achy opętały widząc zdjęcia. Cudne. Też mam takiego rudzielca, który lubi sobie spać na kimś, a nie na czymś. Chociaż mój woli spać na przodzie mojego ciała niż na tyle (-:
16 marca 2010 o 18:28 ·Miło mi / nam :) Koty są jak okłady, gdy tak oblepią człowieka, obojętne z której strony ;)
16 marca 2010 o 19:27 ·Cudowne kotki *_*
Ale koty mają w sobie coś takiego, że nie ma się serca ich zrzucać… nawiasem mówiąc, dlaczego one ZAWSZE muszą siedzieć tam, gdzie coś leży? O_o Przykład: łóżko przykryte kołdrą. W jednym miejscu pod kołdrą położyłam zeszyt. Moja Luśka tego nie widziała. Pół godziny później, gdzie znajduję kota? Leży na kołdrze dokładnie nad zeszytem X’D
17 marca 2010 o 09:37 ·Siedzę i przeglądam wszystkie posty od początku i usiłowałam sie „opanować” i komentować tylko te najnowsze, ale się poddaje! Masz świetnego bloga, koty są cudne, ja sama je uwielbiam (miałam już dwa – jeden Rudy bo rudy, a drugi Mikołaj bo podarnowany na me imieniny 24 grudnia :P) i wpadłam w czarną rozpacz jak Luby oświadczył mi po prawie dwóch latach związku że jest uczulony na kocią sierść (wcześniej się nie przyznał bo bał sie, że przegra i wybiorę koty :P) …
A teraz komentarz właściwy – a co Ty się dziwisz, że na Tobie spały, jak Ty zajęłaś bez pytania ICH KANAPĘ!? :P
3 marca 2013 o 09:40 ·