Nie, to nie początek anonsu towarzyskiego*. To początek nowego. O co chodzi? O to, że ostatni weekend upłynął mi pod znakiem liter „BFG” i zaczynam wyciągać wnioski.
Dwa jesienne dni w pięknym mieście. Dwie intensywne i inspirujące doby z mniej lub bardziej znanymi blogerami oraz mniej lub bardziej przekonującymi prelegentami (zwykle jednocześnie blogerami).
Czas na wrażenia. Po wydarzeniu na (prawie) wszystkich blogerskich językach (a raczej pod palcami) słowa zachwytu. Przede wszystkim nad organizacją wydarzenia, towarzyszącą mu atmosferą oraz wartością tych prelekcji, których jakość była zwykle konsekwencją osobowości prelegenta i/lub jego wiedzy.
Ja też wróciłam jakby mądrzejsza. Tylko jeszcze nie wiem, co z tą świeżo pozyskaną wiedzą zrobić. Zdałam sobie sprawę, że blogowanie to nie tylko zapał do pisania, dzielenia się emocjami, doświadczeniami i własnymi opiniami. To coś więcej niż chęć podzielenia się kawałkiem swojego świata i światopoglądów. Nawet 11 kg rudej sierści to za mało. Mam wrażenie, że popularność blogera(-ki) to w dużej mierze wypadkowa parcia na szkło. Wniosek wziął się z obserwacji uczestników, ich blogów i wypowiadanych na forum słów.
Czy ja też mam parcie? U podłoża blogowania jest chęć dotarcia do wielu osób, a tym samym zaistnienia i bycia rozpoznawalnym. W końcu wszystkim (może z wyjątkiem nielicznych jednostek) blogującym zależy na popularności bloga. W przeciwnym wypadku pisaliby „do szuflady”, a nie do sieci, która skazana jest na publiczność (zahasłowany blog? nie…). I mi na tym „wzięciu” zależy. Poczytny blog to niekoniecznie blog wartościowy, ale blog bez czytelników lub obserwatorów to z dość dużym prawdopodobieństwem blog niewartościowy.
Prowadzenie bloga można sprowadzić do budowania własnej marki. Poprzez wiarygodność, opiniotwórczość, względnie ładnie poukładane literki bądź obrazki. A właśnie… marki swojej czy bloga? I tutaj mam pytanie – choć wynikające z moich rozterek, to kierowane do Was. Czy prowadząc bloga o kotach, poruszając się wokół jego bohaterów, powinnam odsłonić także autorkę? Czy czytając dowolnego bloga, zastanawiacie się i chcecie wiedzieć kto jest po drugiej stronie?
Znacie już Ryśka i Marchewkę. Większość z Was zna mnie tylko zza ich rudych sylwetek. Wygląda na to, że blogosfera nie lubi skrytości. Jeśli jest inaczej, wyprowadźcie mnie z tego błędnego wniosku, z którym wróciłam z Blog Forum Gdańsk. No bo jak rozpoznać autora bloga, którego bardzo by się rozpoznać chciało, jeśli nie zna się jego twarzy? Zacznę od siebie i wyjdę „przed szkło”.
Blogosfera ma jeszcze dwie cechy. Jest silna i uparta, i śmierci się nie podda.
Zamiast aparatu, wzięłam ze sobą O. Na korzyść dla zdjęć, na niekorzyść dla tzw. networkingu. Pozdrawiam tych kilka osób, które mimo wszystko udało mi się poznać.
A Wy, drogie kociarki**, koniecznie zgłoście się na BFG w przyszłym roku! Oddam najlepszą kieckę i postawię kolację za to, że jesteśmy równie wpływową grupą jak szafiarki i kulinarki**, które zdominowały tegoroczne forum.
Nie planowałam zabierać ze sobą Ryśka i Marchewki. Musieli cichcem spakować się do walizki.
Gdańsk jest miastem, które potrafi zawrócić w głowie. BFG jest wydarzeniem, które chciałoby się jak najszybciej powtórzyć!
*a te boldy to za sprawą pierwszorzędnych (ale zbyt krótkich!) warsztatów Anny Luboń, szefa Działu Kultury ELLE. Dziękuję tak ogniście, jak ognista jest sierść na tym blogu :-)
**były szafiarki, są kulinarki, niech będą i kociarki.
Może blog nie lubi anonimowych autorów. Ale blog o kotach, to zupełnie inna para kaloszy. ;) One nie lubią konkurencji i muszą być w centrum uwagi czytelników. Kogo obchodzą te palce, które opisują ICH życie..? ;> Czasem szczypta człowieka się przyda, ale doprawdy niewielka. ;)
20 października 2011 o 12:49 ·Konkurencja dla Rudych? One są bezkonkurencyjne! ;-)
20 października 2011 o 13:04 ·@Ćma:
Koci blog to nie inna para kaloszy :) Właśnie dlatego krąży tak wiele stereotypów o posiadaczach kotów.
„Kogo obchodzą te palce…” no właśnie myślę, że bardzo wielu. A kogo nie obchodzi autor książki czy artykułu? Człowiek też jest potrzebny (więcej niż szczyptę), bo w końcu „ICH życie” to wspólne życie z nim ;)
To super KOCI BLOG i miło mi – zwykłemu czytelnikowi – poznać palce, które tak zgrabnie piszą o tych ośmiu mocno rudych łapkach. Mam nadzieję, że będzie też więcej o tych dwóch większych i nie rudych (chyba). ;)
20 października 2011 o 13:29 ·Świetny blog i super zdjęcia! Jestem pod wrażeniem i zaraz wysyłam linka mojej koleżance, która prowadzi inny blog o kotach http://www.kotowtrojgaprzypadki.pl
20 października 2011 o 13:07 ·Witaj Mirku, Ciebie tutaj na pewno jeszcze nie było ;-) Dziękuję za ciepłe słowa i za link do kociego bloga – czemu ja go wcześniej nie znałam?! Przeczytałam (na razie!) 1 wpis i już wszystko wiem :-) Będę czytać!
20 października 2011 o 13:16 ·No nareszcie! :D
Przyznam Ci się, że gdy trafiłam na bloga i przeczytałam go (całego!), zastanawiałam się kim jest osoba mająca takiego samego bzika jak ja na punkcie rudych :) Nierzadko się zdarza, że ludzie pukają się w czoło (albo przynajmniej myślą ‚odbiło jej!’) słuchając, jak opowiadam o naszych Rudych: jak to za nimi tęsknię kiedy jestem 2 dzień poza domem, co ostatnio zbroiły albo śmiesznego wykręciły…jak mówię o nich jak o pełnoprawnych członkach naszej rodziny :D
Dlatego też tak wielkie było moje zainteresowanie istnieniem drugiej takiej osoby :) I w związku z tym, mając możliwość uczestniczenia w zoo targach, postanowiłam przyjść i poznać Cię :)
Poza tym…nie ważne z jakiego kręgu: szafiarskiego, kulinarnego czy innego portalu społecznościowego – przed pierwszym zlotem/spotkaniem jest trochę stresu, ale później jest już tylko lepiej :) Często wirtualne znajomości przeradzają się w coś fajnego w rzeczywistym świecie.
20 października 2011 o 13:19 ·A ja na początku przygody z rudomi.pl usłyszałam od znajomego, że mój blog taki chłodny, brak na nim miłości do Rudych. Ha! :-)
20 października 2011 o 15:02 ·Witaj Magdaleno :)
20 października 2011 o 13:21 ·Jestem stałą czytelniczką Twojego bloga i zawsze zastanawiałam się, kto kryje się za tymi dowcipnymi opisami kociego życia i teraz ogromnie sie cieszę, że mogłam Cię wreszcie poznać :)
Beasia, na razie tylko wirtualnie, ale kto wie… ;-)
20 października 2011 o 15:03 ·@ Rudomi:
20 października 2011 o 13:24 ·Lubię koty ale niestety mam na ich sierść ostrą alergię :-( Jak to się stało, że na BFG nie pogadałem z Ryśkiem i Marchewką – przy okazji: nie wiem, czy wiesz, że jest kulinarka czcąca marchewkę http://belkoty.blogspot.com/
Mirek, autor fotografii z wpisu, zwany tutaj „O.” też ma alergię na koty (m.in.). Gorzej, ma astmę. I mieszkamy sobie wszyscy razem z toną futra ;-) Bywa lepiej i gorzej, ale dajemy radę! A Zemifroczkę znam, jak mogłabym nie znać! Szkoda, że nie poznałam jej osobiście na BFG. Tak jak i Ciebie… Ale co się nie odwlecze…!
20 października 2011 o 15:05 ·No właśnie bardzo żałuję, że obie nie wiedziałyśmy, że… obie tam się pojawimy. Ta kawa jest cały czas aktualna.
ps. Magdo a może lubisz Stacey Kent? Bo szukam osoby do pary na wtorkowy koncert w Kongresowej?
20 października 2011 o 22:51 ·Dobrze, że obie jesteśmy z Waw, bo mamy duże szanse na nadrobienie tej zaległości :-) A koncert… nie tym razem niestety :-( Choć z wielką chęcią bym się wybrała!
21 października 2011 o 10:30 ·Trochę się wkręciłam i nie na temat napisałam…a przynajmniej tak to wszystko zakręciłam, że może nie stało się jasne haha :D
„Czy prowadząc bloga o kotach, poruszając się wokół jego bohaterów, powinnam odsłonić także autorkę? Czy czytając dowolnego bloga, zastanawiacie się i chcecie wiedzieć kto jest po drugiej stronie?”
Odpowiedź brzmi 2x TAK :)
W końcu to Ty za nie odwalasz pisemną robotę, więc trochę miejsca Ci się należy :D
20 października 2011 o 13:25 ·A której roboty ja za nich nie odwalam? ;-)
20 października 2011 o 15:06 ·Melduje się kolejna kocia Mama! Piszesz wspaniały blog, który odkryłam dzięki Mirkowi. Będę tu zaglądać niecierpliwie oczekując na kolejny wpis. Pozdrawiam ciepło – szkoda, że nie udało mi się ze wszystkimi poznać :(
20 października 2011 o 13:46 ·Witaj Kulinarko-kociarko :-) A ja Twój blog znam nie od dziś ;-)
20 października 2011 o 15:17 ·Poznamy się następnym razem – mam nadzieję!
Cześć, jestem Paula.
I to też nie jest anons towarzyski ;) Uznałam, że po prostu jestem to winna – Tobie, i całej reszcie.
Bardzo się cieszę, że mogę Cię poznać on-line (choć kiedyś chciałabym i off-line ;)). Kibicuję Rudym od dawien dawna i przyznaję bez bicia, że jest to jeden z dosłownie kilku blogów (na placach jednej ręki zliczyć można, trust!), które śledzę regularnie i które wzbudzają tyle emocji. Nie mówię już o Futrografii – to inna kategoria ;)
Na BFG bardzo chciałam być, niestety kilka osobistych spraw powstrzymało mnie przed wysłaniem zgłoszenia. Mam jednak ogromną nadzieję, że III edycja będzie zorganizowana i że w przyszłym roku to właśni kociarze (-rki ;)) zdominują weekend w gdańsku ;)
20 października 2011 o 14:06 ·Kociarrrki rulez :D
20 października 2011 o 15:18 ·Ja też bardzo liczę, że spotkanie offline przed nami (jak i 3. edycja BFG) :-)
Aha, no i rumieniec mnie zalał, miło mi bardzo :-)
Ha! Więc to byłaś Ty! :) twarz kojarzę, teraz także bloga ;)
20 października 2011 o 14:16 ·Niezły outcome, gratuluję, chociaż faktycznie są blogi sygnowane niejako swoim imieniem, nazwiskiem, a więc i twarzą. Mój jest anonimowy i taki pozostanie. Wszystko zależy od jego specyfiki, łatwiej pisze się o gotowaniu czy ciuchach, blogi literackie, egzystencjonalne – to zupełnie inna historia ;)
W razie czego poddam się konkretnej metamorfozie (może jakiś rudy włos?), tak żeby nikt mnie nie rozpoznał ;-)
20 października 2011 o 15:27 ·(bo ten „coming out” to taki dość spontaniczny był).
Fajne te rude koty , które zabrałaś ze sobą .:-)))
Pozdrawiam Ciebie osobiście ,
bo mam nadzieję ,że na ławce to Ty :-)))
Myślę,
20 października 2011 o 20:01 ·że lobby blogerów piszących o kotach jest coraz większe …
I oby nas coraz więcej było :-)
tak, tak, to ja ;-) Przynajmniej na razie tak utrzymuję ;-)
21 października 2011 o 10:26 ·Podczytuję od dawna i uważam, że „odanonimowienie” było rewelacyjnym ruchem. Teraz jest tak bardziej osobiście, namacalnie, realnie :) Jeszcze O. mógłby się gdzieś przewinąć. Pozdrawiam i życzę kolejnego futra w kolorze ognistej czerwieni!
21 października 2011 o 09:31 ·Z O. jak i z kolejnym rudym futrem może być problem ;-)
21 października 2011 o 10:31 ·no przecież byłam, co prawda bez kota ale mój blog o kotach jak najbardziej! Rude cudne!
22 października 2011 o 15:08 ·czesc, jestem magda :) uwielbiam Twojego bloga, uwielbiam Twoje Rudosci (choc troszke zazdroszcze, bo u mnie poki co rudosc pojedyncza) i strasznie sie ciesze, ze od dzisiaj wiem jak wygladasz. milo mi Cie poznac, Magdo :)
22 października 2011 o 21:00 ·(p.s. bardzo chce takiego kota jak te, ktore byly z Toba w gdansku. moze pewnego dnia i mnie uda sie zlozyc zamowienie u ‚Pewnej A’ :))
pozdrawiam cieplo :)
Kociarki :) Super!
23 października 2011 o 23:19 ·Witam Pani Magdo,
24 października 2011 o 14:35 ·w Białowieży są dwa trzymiesięczne Rudaski + matka nierudaska do zaadoptowania. Szukam konkretnej rady, ewentualnie pomocy w tym temacie. Bardzo proszę o kontakt na mój adres mailowy. Pozdrawiam, Dobrowoja Oleksak
no gdyby to ja wiedziała, kurczę;)) Pozdrowienia Z Gdańska ;)
24 października 2011 o 14:32 ·Piękne zdjęcia :)
24 października 2011 o 22:14 ·Doczekałam się! Wiele rozmyślałam nad tym jak wygląda osoba, która prowadzi tego bloga , bo to, że na pewno ma niesamowity charakter było i nadal jest dla mnie oczywiste. Napiszę bardzo szczerzę, że jestem bardzo mile zaskoczona. Zgadzam się również z Damą Ya co do tego, że tajemniczy i utalentowany O. także mógłby się przedstawić.
29 października 2011 o 17:53 ·Bardzo gorąco pozdrawiam, ściskam i przesyłam głaski dla rudasków.
nie mogę uwierzyć, że zdążyłaś zahaczyć o Sopot…
7 listopada 2011 o 22:31 ·przecież to tuż za rogiem ;) skoczyliśmy zaraz po zakończeniu BFG w niedzielę. Spacer po molo (+sesja), ryba w smażalni i w drogę :)
8 listopada 2011 o 12:27 ·