Spacerując po Starym Mieście, mijam sklep z wyrobami ceramicznymi. Z wystawy sklepu spoglądają na mnie różnokolorowe koty. Wypatruję rudych. Na jednej z półek stoi ruda ona – bo z kwiatkiem na głowie. Wchodzę do środka i pytam, czy są inne, równie grube i rude koty, ale bez kwiatka na głowie. Uprzejma kobieta z niekłamanym żalem odpowiada, że niestety w tej chwili nie ma, ale na pewno będą, bo wszyscy pytają o grube koty…
Wniosek: grube jest w cenie.
:) super :) no bo gruby kot w sztuce jakos tak ladniej sie prezentuje, choc w rzeczywistosci niekoniecznie.
1 czerwca 2011 o 23:30 ·W dzisiejszych czasach gruby kot jest częściej spotykany, a co za tym idzie ludzie pragną mieć realistyczne figurki! ;) Dla mnie super. Sama mam „puszystego” towarzysza.
4 czerwca 2011 o 00:17 ·Pozdrawiam.
Taki Garfield czyli? ;)
Szkoda, że zdjęć nie masz. Ale powiedz, gdzie szukać sklepu dokładnie.
pozdr!
4 czerwca 2011 o 11:32 ·Jeszcze ktoś mnie posądzi o reklamę ;) Na pw mogę spróbować napisać, choć nie wiem, która to z uliczek… może najpierw wybiorę się tam ponownie i zrobię foto-dokumentację ;)
6 czerwca 2011 o 00:19 ·Nie wiem, czy to reprezentatywna obserwacja, ale 80% rudych kotów, jakie znam, to grube rude koty. cos w tym musi byc. jednak
6 czerwca 2011 o 12:56 ·mój rudy kot nie jest gruby, czarny też raczej cherlawy, za to białaskę mam rozmiarów za-słusznych. Ale ostatnio zostałam uświadomiona, że kot MUSI być gruby, więc przestałam się stresować rozmiarami białej doopki w moim domku. Niech sobie będzie gruba i szczęśliwa. Czego i Rysiowi i Marchwi życzę :)
6 czerwca 2011 o 13:28 ·