Pisałam kiedyś o tym, że Rysiek i Marchewka są kotami niewychodzącymi, co oznacza, że ich świat ogranicza się do naszego mieszkania. Namiastką spaceru na wolnym powietrzu jest przechadzka po balkonie. Imitacją plażowania w promieniach słońca, balkonowy leżak.
Próbowaliśmy już raz czy dwa wspólnego spaceru poza te miejsca i na tej podstawie możemy na pewno wysnuć jeden wniosek: nie jest to rozrywka dla Ryśka. Co do Marchewki, mam mieszane uczucia. Z jednej strony wydaje się dość oszołomiona ogromem tego, co dzieje się na zewnątrz, ilością bodźców, dochodzącymi do niej dźwiękami i mijanymi obrazami. Jednak z drugiej strony, podczas takiego spaceru wygląda na mocno zaaferowaną i ciekawą otaczającego świata. Ciekawą, więc być może mającą ochotę go chłonąć?
Niedawno otrzymaliśmy w prezencie specjalny koci plecak, więc postanowiliśmy Marchewkę „spakować” i jeszcze raz sprawdzić jej preferencje. Wśród rekreacyjnych terenów w mieście najbliżej mamy rzekę, dlatego zabraliśmy Marchewkę na nadwiślańską plażę.
Czy jej się podobało? Pomóżcie mi to ocenić, bo ja nadal nie potrafię rozstrzygnąć.
Na pewno wzbudzała duże zainteresowanie przechodniów i bardzo malowniczo prezentowała się z Wisłą w tle.
piękne:)
1 września 2012 o 15:14 ·OBIE! i Ty i Marchewka, naprawdę!
dziękuję w imieniu swoim i Marchewki :)
1 września 2012 o 17:05 ·Wszystko oczywiście piękne i wspaniałe, super, że jest tak dużo zdjęć do podziwiania :) Ale tka sobie pomyślałam, że może by tak dodać trochę koloru na blogu? chyba, że preferujesz minimalizm to oczywiście spoko :)
1 września 2012 o 15:35 ·mam jeszcze pytanie z innej beczki-skąd ta spódnica-sukienka? :D
Justyna, faktycznie preferuję minimalizm :D
8 września 2012 o 14:11 ·A spódnica z Carry :) Fajny krój, materiał i długość, gorzej z jakością ;)
Zdjęcia jak zawsze przepiękne =) Z Marchewką ciężko ocenić-przy zbliżeniu pyszczka na plaży wydaje się bardzo przestraszona (czy też może-nieco przytłoczona), ale na drzewie sprawia wrażenie zadowolonej.
1 września 2012 o 15:56 ·Moim zdanie to Marchewce się podobało,pewnie pierwszy spacer to była onieśmielona.Najlepiej było w plecaku, który przypadł jej do gustu.A na drzewach to była frajda, pewnie miała co opowiadać
1 września 2012 o 15:56 ·Ryśkowi ? Koty cudne właścicielka też. Krystyna.
Dziękujemy :)
8 września 2012 o 14:12 ·Oj. podobało się podobało…A to oszołomienie na pierwszych zdjęciach stąd, że biedna po prostu nie ogarniała tej kuwety ;)
1 września 2012 o 16:16 ·oj obie sie prezentowalyscie bardzo malowniczo! :)
1 września 2012 o 17:23 ·Absolutnie nie mogę się oderwać od przepięknych zdjęć,moja znajoma miała podobny problem i wychodziła ze swoimi kotami twierdząc że dopóki nie ma głosnych protestów trzeba zdobywać świat.Marchewka wygląda na zaciekawioną aczkolwiek ostrożną odeśpi ten nadmiar ekscytacji a kocie smakołyki przywrócą równowagę.
1 września 2012 o 17:32 ·a nie boisz się, że po tym jak Marcheweczka teraz źle będzie się czuła zamknięta w domu i że będzie tęskniła za tym co zobaczyła na spacerze?
1 września 2012 o 17:47 ·Nigdy o tym nie myślałam, bo wiem, że te spacery i tak byłyby od czasu do czasu, na codzienne raczej nie ma szans. Na razie nie zauważyłam jej tęsknoty za dworem. Faktycznie od jakiegoś czasu wyskakuje jak z procy na klatkę, gdy otwieramy drzwi, ale mamy podejrzenia, że to z powodu… diety, na której są Rude ;)
8 września 2012 o 14:14 ·generalnie to jestem przeciwna spracerom ktorow niewychodzacych. a jestem przeciwna z wlasnego doswiadczenia, Becia, najstarsza moja, byla kiedys wychodzacym kotem niewychodzacym;) czyli generalnie dom, a od czasu do czasu smycz i trawa.. oczywiscie na dworzu bylo super, super super, do tego stopnia ze jak lato sie konczylo Bećka zaczynała być sfrustrowana, rzucała się do ucieczki gdy tylko uchylalismy drzwi, probowala wydrapac sobie wyjsce przez okno, mialam wrazenie ze meczymy sie i my i ona. przy okazji swoja frustracje uwalniala zjadając absolutnie wszystkie kartonowe pudelka, wszytskie nasze papiery, dokumenty, rwala na malutkie kawalki;)
potem gdy przyszedl Smok i Świnek, skonczyly sie spacery Beci, ona się odzywczaiła, nie rzuca sie na drzwi, nie szaleje (nawet kartonów już nie obrgryza, chyba ze micha pusta;P). moge ja spokojnie zostawic na balkonie i nie wyskakuje z szalenstwem w oczach;)
wydaje mi sie ze lepszym rozwiazaniem jest albo kot niezalezny, wychodzacy kiedy chce, albo kot niewychodzacy ktory nie wychodzi;))
ale oczywiscie Marchwiaczek może mieć inne zdanie w tym temacie;))
ps. zdjecia na drzewie, super:))
1 września 2012 o 18:03 ·Ja mam podobne doświadczenia. Najpierw koty na spacerach były bardzo przestraszone, czołgały się, zrywały do ucieczki na każdy hałas. Ze spaceru na spacer było coraz lepiej, coraz bardziej się przyzwyczajały. Z dnia na dzień były coraz śmielsze, coraz dłużej chciały zostawać na dworze. Jeżeli z jakiegoś powodu opuściliśmy jednego dnia spacer, to zaczęło się marudzenie, namawianie, uciekanie przez drzwi między nogami. Antek po tygodniu codziennych spacerów żądał (nie da się tego inaczej opisać, naprawdę wymuszał na mnie wyjście na dwór), żeby go wyprowadzać na dwór na każde siku i na każdą kupę, nie chciał się w ogóle załatwiać do kuwety. Trzeba uważać do czego się kota przyzwyczaja, bo potem jego nawyki mogą być uciążliwe dla opiekunów (nie mówiąc już o nianiach, które zajmują się futrami pod naszą nieobecność)
2 września 2012 o 18:39 ·Odpisałam już powyżej na podobny komentarz Zuzy – może macie rację…
8 września 2012 o 14:15 ·Ale drapak był pierwszorzędny. Moje kociumbry na tygodniowy urlop wracają do ogródka, po prawie roku niewychodzenia :)
1 września 2012 o 18:12 ·Patrząc na zdjęcia (malownicze!) Marchewka wydaje się nieco przestraszona, szczególnie wydaje mi się, że plaża i otwarta przestrzeń nie jest najlepszym wyborem na taki „zapoznawczy” spacer. Drzewa, zakamarki, park – jak najbardziej. Nasz Kiciuś zachowuje się podobnie, początkowo mogłam przejść z nim jedynie przy ścianie budynku, zaliczając po drodze każde krzaki, pod którymi trzeba było się schować chociaż na chwilkę. Obecnie jednak ograniczyliśmy się do małego terenu pod balkonem (niski parter ma swoje plusy :)) – dosłownie kilka metrów, na długość smyczy, choć często mimo otwartych drzwi wcale się Kiciuś nie wyrywał do wychodzenia. To pewnie kwestia osobowości Kota..
1 września 2012 o 18:35 ·Przepiękne zjęcia, gratulacje dla autora. Moim zaniem Marcheweczka dobrze sobie poradziła i jak częściej będzie wychodzić to się przyzwyczai … może nawet Rysiek da się przekonać :-)))
1 września 2012 o 18:44 ·Piękne zdjęcia, ale (jako posiadaczce sporej ilości kotów) wydaje mi się, że Marchewka najszczęśliwsza była w swoim plecaku. Wiem, że przystosowanie kota do wychodzenia jest bardzo trudne. Wśród moich ulubieńców tylko jedna kocica daje się wyprowadzić na smyczce. Wychodzimy do własnego ogrodu i wszystko jest ok dopóki nie zobaczy kogoś obcego. Bo kocury to takie małe tchórze są ;-)
1 września 2012 o 20:01 ·Znakomite zdjęcia – no i bardzo, ale to bardzo sympatyczne :)
1 września 2012 o 20:54 ·Byłam jakby w Wami. Piękne zdjęcia. Podziwiam Marchewkę, że taka dzielnie spisała się na spacerze. Rusiak, kot mojej córki, mieszka u mnie i będę też przyzwyczajała go do spacerów. Pozdrawiam serdecznie.
1 września 2012 o 23:13 ·Najbardziej podoba mi się zdjęcie ósme, z Marchewką wyrywającą do przodu! :) A ogólnie – świetna sesja, obie modelki piknie wyglądają, obejrzałam z dużą przyjemnością.
Nowe szaty bloga również przypadły mi do gustu – na tle minimalistycznej grafiki rudości są jeszcze lepiej wyeksponowane :) Pozdrawiam!
2 września 2012 o 00:15 ·Dziękuję i również pozdrawiam :)
8 września 2012 o 14:16 ·No i sprobuj mi powiedziec jeszcze raz, ze zle wychodzisz na zdjeciach;)
2 września 2012 o 09:26 ·Basia – do 100 razy sztuka ;)
8 września 2012 o 14:16 ·Sliczne zdjecia! dopiero teraz odkrylam owy blog (az wstyd sie przyznac bo slyszalam o nim wczesniej,ale mysle sobie-pewnie jakies nudy kocie beda;)) i zdjecia sa naprawde piekne, oddaja ‚urocznosc’ kotow stu procentowo:) Wypad nad wisle – boskie. Marchewkowa czapka – prawie posikalam, podzielilam sie z paroma osobami i tarzalismy sie wspolnie ze smiechu :D ubaw po pachy. Bede wpadala i ogladala/czytala. Agnieszka , wlascicielka (ale czy napewno?:)) dwoch dorodnych kotow. pozdrawiam!
2 września 2012 o 19:58 ·Dziękuję bardzo i cieszę się, że jednak do nas zajrzałaś ;) Podrap za uchem ode mnie oba koty :)
8 września 2012 o 14:18 ·Zgadzam się z przedmówcami. Pięknie wyglądacie, jedna jak i druga! No i zdjęcia na drzewie – spadłam z krzesła tak mnie rozbawiły :) Taka kwoczka z Marchewy na drzewie :D
2 września 2012 o 21:17 ·Och, znam to. Wyszłam z Rudusiem parę razy i teraz tego załuję, bo on domaga się wyjścia zawsze i o kazdej porze dnia. Próbuje uciec, gdy tylko zadzwoni dzwonek do drzwi i one sie uchylają. Kojarzy doskonale ten dzwięk. Początkowo na spacerze zachowywał się tak samo jak Marchewka, a teraz to najchętniej by sam wyszedł. Ja bym go moze wypuszczała, ale zbyt blisko mamy ulicę, gdzie jeżdżą auta i to mnie powstrzymuję. Trzasami myślę, ze go męczę nie wypuszczając. I taka jestem rozdarta. On przeciez nie wiem, ze na zewnątrz grozi mu tyle niebezpieczeństw, nie tylko ta ulica. Ludzie równiez niekoniecznie lubią rude :( A Ruduś jest identyczny jak marchewka :)
3 września 2012 o 19:16 ·Wyobrażam to sobie… i wiem, że w takiej sytuacji najlepsza (ale i najmniej realna) byłaby przeprowadzka w miejsce, gdzie Ruduś mógłby bezpiecznie wychodzić… Ja swoich kotów nie wypuściłabym bez opieki, nawet gdyby się tego domagały. Nie można w życiu mieć wszystkiego ;)
8 września 2012 o 14:20 ·Z dużą przyjemnością się z Wami przespacerowałam. Ryżemu i Łaciatemu nie pokazuję, bo siem bojem ;) reakcji. Obejrzałam też nowy interface (międzymordzie tak kolokwialnie zwane ;) ) strony i też mi się podoba. Karotuńka cudna, zwłaszcza, jak dziwi się światu ;)
4 września 2012 o 07:21 ·U nas łaciate wariactwo kompletne, bo Duży, zamawiając żwirek dodał gratis w postaci zabawek (mamy 2 dorosłe koty ;/ ). Łaciaty kompletnie „odjechał” na punkcie czerwonej myszy z dzwoneczkiem. A ja narobiłam krzyku ;) bo znalazłam czerwony, kosmaty ogonek w swoim zamkniętym lapku. Duży stwierdził, że zamknął go tam po to, żeby widoczny był, że co prawda: urwany myszy, znaleziony, ale jednakowoż nie pożarty przez koty, czyli nie mam się o co martwić (co i tak nie wyjaśnia tajemniczego zniknięcia gumki od żelowych okularków chłodzących wzrok Internetowy, jakiś czas temu. Dobra, nie czepiam się… :) Ogonek jest zlokalizowany )
Pozdrowienia z porannego pobiegania. Po ulubionych blogach, nie po Central Parku ;)
Wczesna ta przebieżka ;)
8 września 2012 o 14:22 ·Moje Rude rzadko interesują się kocimi zabawkami… raczej od święta ;)
Wydaje mi się,ze Marchewka jest zdezorientowana i przestraszona. Jestem przeciwna wyprowadzaniu kotów na smyczy, to jest gorsze niż niewychodzenie . Lepiej niech pozostaną w domu. Jeśli kot czegoś nie zna,nie tęskni za tym.
4 września 2012 o 11:02 ·Jakie piękne zdjęcia! Naprawdę przyjemnie jest oglądać takiej jakości fotoreportaż :)
4 września 2012 o 20:18 ·Mój pierwszy kot, kiedy się do nas wprowadził, przez dwa tygodnie nie schodził z tarasu. Kiedy stawiałam go na trawie, natychmiast zwiewał do domu. Wydawało mi się to bardzo dziwne – to kot norweski leśny, powinien lubić ogród, drzewa etc. etc. Dowiedziałam się wtedy, że koty zataczają tzw. kręgi – czyli najpierw siedzą tak długo w jednym miejscu, aż poczują się bezpieczne i dopiero wychodzą dalej. Kiedy oswoją kolejny okręg, znów go poszerzają. Teraz okręg mojego pierwszego kota to wciąż nasza działka (baaardzo rzadko działka sąsiada), drugiego (który po przeprowadzce na tarasie siedział zaledwie godzinę) – całe osiedle.
4 września 2012 o 22:54 ·Marchewka chyba nie miała szansy stworzyć na wycieczce swojego okręgu, stąd wygląda jednak na przestraszoną. Ale zdjęcia przepiękne. Pzdr, N.
Marchewka nie miała szansy stworzyć okręgu i raczej już nie będzie miała ;) Jedyna sytuacja, w jakiej biorę pod uwagę wypuszczanie kotów samopas, to dom na kompletnym odludziu, bez samochodów, bez niebezpieczeństw. A Ty Natalia nie boisz się o o swoje koty? Nawet jeśli tym okręgiem jest tylko osiedle… jeżdżą tam samochody, mieszkają różni ludzie…
8 września 2012 o 14:25 ·PS. Miło mi Ciebie tutaj gościć :) Pozdrawiam!
My mieszkamy na zamkniętym osiedlu, w lesie, samochodów praktycznie nie ma – jest wyłącznie wewnętrzna, krótka droga osiedlowa, na której zresztą bawią się często dzieci, więc wszyscy jeżdżą samochodami bardzo wolno i ostrożnie. Ale moje koty i tak nie chodzą samopas. Jak są wypuszczane, to cały czas ktoś ma na nie oko. Zwiewają sporadycznie. Sąsiadów jest kilku, ze wszystkimi bardzo dobrze się znamy, sami dzwonią albo przynoszą koty, jak coś się dzieje.
12 września 2012 o 09:48 ·Fajnie :) Swoją drogą pamiętam starszą panią, która wychodziła ze swoim kocurem na spacery po ul. Walecznych, i gościa który ze swoim rudym chodził po knajpach na kępie (bez smyczy!).
8 września 2012 o 14:30 ·Ja kota teraz nie mam niestety, ale jak to się zmieni na pewno będzie ze mną chodził do pracy ;))
Już zaczynam planować porwanie Marchewki ;) Zakochałam się w niej !
21 września 2012 o 11:12 ·wiem ze pewnie takie pytani padly juz pewnie 1000 razy, ale jak robisz te super zdjecia? jaki obiektyw, aparat, w jakim trybie, w auto da rade takie zdjecia wyciagnac…?
18 listopada 2012 o 02:56 ·Witaj! Pytanie jest trudne, bo odpowiedź nieco skomplikowana ;) Te najlepsze zdjęcia na blogu czyli chociażby te z nadwiślańskiego spaceru, robi O., nie ja. A czym robi to ja nigdy nie mogę zapamiętać ;) Na szczęście mam ściągawkę pod ręką, bo to pytanie faktycznie czasem się pojawia, tak więc: Canon 30D + 50mm/1.8 lub Canon 5D mkII + 50mm/1.4 + 24-70mm/2.8 + 17-40mm/4 + 200mm/2.8. Jako że O. fotografią zajmuje się profesjonalnie, focąc nie tylko nasze koty, to zdjęcia nie były robione w trybie auto – jemu to nie przystoi ;) Pozdrawiamy oboje i życzymy powodzenia z aparatem!
20 listopada 2012 o 21:29 ·Ona robi szałowe miny :) widać, że się bała. W końcu nie ma ścian i jest strasznie, ale ciekawość też robiła swoje. Mój Mago nie chciał iść ani kawałek, przykleił się do ziemi i płakał…
28 grudnia 2012 o 17:50 ·Villku, tak samo reaguje Rysiek, więc daliśmy sobie spokój. Marchewka i boi się, i jest ciekawa. A z minami ma rzeczywiście całkiem dobry repertuar :)
3 stycznia 2013 o 23:24 ·gdzie można kupić ten cudowny plecaczek? Widok Marchewki w nim wyzwolił we mnie chęć wzięcia mojej Luśki na takie „spacer” :)
19 lipca 2013 o 13:56 ·Tala, plecaczek jest z Tchibo, ale obawiam się, że była to tylko sezonowa kolekcja…
22 lipca 2013 o 22:46 ·