Zastanawialiście się kiedyś, jak by to było nie robić nic, poza pomaganiem innym? Tymi innymi byłyby zwierzęta, potrzebujące, po przejściach, bez domu i ludzi na własność. Zdajecie sobie sprawę, jak dużych nakładów pracy wymaga pomoc zwierzętom w schroniskach? A może macie takie doświadczenia za sobą?

Niedawno odwiedziliśmy Schronisko dla zwierząt w Korabiewicach. Wybraliśmy się tam z O. w ramach akcji Frontmani dla Schronisk. Czy wiecie, że w polskich schroniskach na dom czeka ponad 100 tysięcy psów i 24 tysiące kotów? Sądzę, że ta znacznie mniejsza liczba kotów wynika tylko ze smutnego faktu, że bardzo wiele z nich zamieszkuje ulice i nawet nie trafia do schronisk. Sto tysięcy to duże miasto w Polsce…

Tego samego dnia do Korabiewic przyjechała cała grupa ludzi. Wśród frontmanów był Marcin Dorociński oraz inni blogerzy. Nie wiem, czy to efekt zjednoczenia się wielu osób w dobrej sprawie czy klimat tego miejsca, ale wyciszyłam te większe emocje, zakasałam rękawy i wzięłam się do pracy. A tej w schroniskach nigdy nie brakuje.

Naszym zadaniem było między innymi postawienie domków dla zwierząt, pomalowanie ich, zabezpieczenie zwierząt przeciwko pasożytom, a także inne prace porządkowe. Podzieliliśmy się na zespoły, a ja znalazłam się w tym, który malował domki. Dawno nie miałam okazji pracować w ten sposób i to samo w sobie jest świetną odskocznią od codzienności przy komputerze. Do tego pożyteczną!

Gotowa do pracy!

Znalazł się też czas na spacer po schronisku i poznanie jego mieszkańców oraz panujących tam zasad (wiemy na przykład, co oznaczają kolorowe kropki przy psich imionach na boksach). Po schronisku oprowadzała nas pracująca tam Monika. Wyjątkowa osoba o wielkim sercu. Opowiedziała nam historie zamieszkujących schronisko zwierząt, bo niektóre z nich mają tam stały, dożywotni meldunek.

Monika Wielkie Serce <3

Historie tragiczne, choć czasem były to historie tragikomiczne. Jak ta o śwince, spontanicznie uratowanej od handlarza na targu. Śwince, która stała się pełnoprawnym domownikiem wraz z idącymi za tym przywilejami, takimi jak wspólne oglądanie tv prosto z kanapy. Dopóki jednej z tych kanap nie trafił szlag. Potem kolejnej. Wiedzieliście może, że dorosła świnka może ważyć nawet kilkaset kilogramów? Wtedy na pomoc przyszło schronisko, gdzie wspomniana świnka znalazła swój azyl. Choć nie tak od razu zaakceptowała fakt, że jest świnką ;)

Monika w Korabiewicach zajmuje się nieadopcyjnymi psami (takimi, które wymagają oswojenia, zbudowania relacji z człowiekiem) oraz uratowanymi z ferm lisami. Samo słuchanie jej napawało optymizmem, każde jej słowo wnosiło jakąś nadzieję dla zamieszkujących schronisko zwierząt. Sama pięknie powiedziała, że za pomocą miłości można wszystko. I tą miłością leczy poharatane zwierzęce dusze.

Monika opowiedziała nam też historię Luli. Suczki, która w bohaterski sposób zmieniła bieg wydarzeń. Ktoś kiedyś do boksu, w którym mieszkała z innymi psami, wrzucił worek ze szczeniętami. To były trudne czasy dla zwierząt w schronisku. Niedożywione, często atakowały siebie nawzajem. Lula była najniżej w hierachii. Jednak w obliczu zagrożenia szczeniąt, po raz pierwszy postawiła się. Dała im życie w pełnym tego słowa znaczeniu – najpierw ratując przed innymi psami, potem wykarmiając. Przestawiła przy okazji hierarchiczne role. Jest bardzo przyjacielskim psem, według mnie o wyjątkowej urodzie, przypomina sękacz :) Mimo cudownego charakteru, nie zmieniła swojego domu od 2009 roku… Monika powiedziała, że liczy na to, że kiedyś odmieni się jej los, dlatego wykorzystuje każdą okazję, by opowiedzieć historię Luli. Wykorzystuję ją i ja. Może ktoś, gdzieś…

Nie mogliśmy ominąć kociarni! Mieszkało w niej aktualnie tylko kilka kotów, dlatego że schronisko jeszcze nie jest przystosowane do kocich lokatorów. Ma to się wkrótce zmienić, bo potrzeba niestety istnieje. Koty na pewno były zadbane, ale – jak widać na zdjęciu z kotami wyglądającymi przez okienko – spragnione ludzkiego towarzystwa i pieszczot. Może poza bawiącą się na kanapie dwójką, która była samowystarczalna ;) Albo po prostu wiedziała, że nie musi startować w żadnym castingu, bo jak dowiedzieliśmy się od schroniskowych opiekunów, czekał już na nie dom.

Wracając jednak do głównego celu naszej wizyty w Korabiewicach. Właśnie, po co my tam w ogóle pojechaliśmy? Chcieliśmy zobaczyć, jak wygląda praca wolontariusza i zachęcić do tego innych. Uważam, że był to bardzo dobrze spędzony dzień, wśród niezwykłych ludzi. Pełen pasji, pełen pracy. Taki dzień, po którym ma się poczucie satysfakcji i – mimo wysiłku – naładowane baterie. Czujecie się zachęceni? Kto z Was stanie się takim frontmanem? My pewnie zaczekamy, aż Najmłodsza trochę podrośnie, a potem wrócimy do tego pomysłu.

Jak wcześniej wspomniałam, sporo jest w schroniskach pracy wysiłkowej. Jednak do pomocy zgłaszają się głównie kobiety. Pamiętajmy, że pomagać może każdy, a wręcz każdy, komu pozwala na to sytuacja, powinien. Od pomocy bezpośredniej, takiej jak spacery z psami czy czas spędzany z kotami, po prace czysto fizyczne. Takie jak sprzątanie słomy w lokalach świnek, podczas którego przez chwilę bezpardonowo podglądałam Marcina Dorocińskiego ;)

Gorąco zachęcam Was do zostania jednym z frontmanów w polskich schroniskach, a możecie to zrobić zgłaszając się TUTAJ.

Obejrzyjcie też zachęcający do udziału w akcji spot.

W schronisku znajduje się kilkaset zwierząt wymagających regularnej opieki, w tym zabezpieczenia przed pasożytami. W ramach akcji Frontmani dla Schronisk, zwierzęta otrzymały preparaty ochronne Frontline Combo i Tri-Act na cały sezon. Zwierzęta należy zakraplać co miesiąc, kilkaset zwierząt. Wyobrażacie sobie ogrom tej pracy? A to tylko kropla w morzu potrzeb. Stąd pomysł akcji, która zachęci do świadomej, regularnej pomocy zwierzętom, w której nie zapomina się o profilaktyce zdrowotnej. Jeśli z jakiegoś powodu nie możecie pomagać na miejscu, pamiętajcie, że wybierając do ochrony swoich zwierząt wspomniane preparaty, wspieracie akcję. Część zysków z ich sprzedaży zostanie przekazana polskim schroniskom.

Na miejscu obecny był także lekarz weterynarii, którego zapytałam o bezpieczeństwo stosowania tych preparatów, bo sama zawsze miałam dylemat, kiedy wyprowadzałam Rude na spacer. Wahałam się pomiędzy spot-on’ami a obrożami. Lekarz powiedział, że preparat zakraplany na karku, w miejscu, do którego kot nie sięga, nie może stanowić zagrożenia. Gdyby jednak w jakiś sposób udało mu się spożyć preparat, to ten także nie wyrządzi krzywdy kotu. Co innego pchły i kleszcze – dla tych jest bezlitosny :) I nie musi dojść do ataku przez pasożyta, wystarczy że mają kontakt ze skórą zwierzaka. Sezon na kleszcze już trwa, dlatego pamiętajcie o ochronie, bo – zwłaszcza dla psów – choroby odkleszczowe są bardzo niebezpieczne.

Na koniec jeszcze, po wewnętrznej walce mojej nieśmiałości z ciekawością, udało mi się zadać kilka pytań Marcinowi Dorocińskiemu i zrobić sobie z nim zdjęcie. O co mogłam zapytać Marcina? O koty, rzecz jasna :) Podobno jego dzieci bardzo pragną ich w domu i kiedyś także koty dołączą do Rózi i Chlebka, psiaków adoptowanych przez Marcina ze schroniska. Oczywiście szczegółów tej rozmowy nie pamiętam, onieśmielona bliskością aktora, ale na pewno z wypowiedzi Marcina Dorocińskiego przebijał ogromny szacunek do zwierząt. I za to, obok aktorstwa, szanuję i ja jego.

Marcin już jest frontmanem. A Wy? :)

Komentarze 11

  1. Pat

    Jestem, jestem. Jutro ruszam ponownie po przerwie do schroniska Na Paluchu. Dziękuję Ci za ten wpis. Zawsze chlipię widząc te cudowne pyszczki i mordki spragnione człowieczej uwagi, pieszczot, ciepła, ale zawsze mobilizuje mnie to do dawania więcej. Dodatkowo zainteresowałaś mnie tematem rozbudowy części do kotów – zamierzam „sprzedać” pomysł wsparcia w mojej firmie. Do zobaczenia w schronisku!

    2 maja 2017 o 12:34 · Odpowiedz
  2. I.P.

    Jesteście wspaniali!

    17 maja 2017 o 19:00 · Odpowiedz
  3. Peziot

    To są anioły Pana Marcina Dorocińskiego. :)

    19 maja 2017 o 10:58 · Odpowiedz
  4. HUni

    Są najlepsi. !!!! Pozdrawiam wszystkich frontmanów !! :D

    23 maja 2017 o 10:06 · Odpowiedz
  5. Baska

    Mam nadzieje że będzie co raz wiecej wolontariuszy w akcji frontmani dla schronisk !!!

    12 lipca 2017 o 09:45 · Odpowiedz
  6. żaneta

    Bardzo fajnie że akcja frontmani dla schronisk ma dużo wolontariuszy.

    13 lipca 2017 o 09:24 · Odpowiedz
  7. Super wpis! Bardzo ciekawy, a zdjęcia aż cieszą oko.

    23 lipca 2017 o 21:08 · Odpowiedz
  8. Świetna robota, oby więcej takich akcji i pomysłów!

    18 sierpnia 2017 o 14:05 · Odpowiedz
  9. Wspaniała robota! Jesteście ludźmi z ogromnym sercem :) Bardzo smutno mi widzieć te wszystkie zwierzątka, wierzę, że każde z nich znajdzie kochający dom…

    29 sierpnia 2017 o 11:24 · Odpowiedz
  10. Dobrze jest pomagać, ale warto to robić na stałe, be względu na organizowane akcje czy pogodę. Jestem stałą bywalczynią schronisk i wiem, że kiedy przychodzi brzydka pogoda to psy nie mają co liczyć na choćby krótki spacer… A do kotów nie przychodzi prawie nikt, a przecież one tak samo potrzebują ciepła i miłości, nawet bardziej niż psy.

    18 września 2017 o 10:20 · Odpowiedz
  11. Zrobiliście ogrom ciężkiej pracy i należy Wam się za to ogromny szacunek! Uwielbiam takie pomysły i projekty i żałuję że nie miałam możliwości pomóc :( Pozdrawiam!

    27 marca 2018 o 15:50 · Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*